Wirus, który zatrzymał niemiecki silnik wzrostu

Reakcja władz naszego zachodniego sąsiada na zagrożenie wirusowe była spóźniona i słabo skoordynowana. Kraj bardziej boi się recesji.

Publikacja: 04.04.2020 08:12

Bawaria wprowadziła najostrzejsze, spośród wszystkich niemieckich krajów związkowych, restrykcje zwi

Bawaria wprowadziła najostrzejsze, spośród wszystkich niemieckich krajów związkowych, restrykcje związane z epidemią.

Foto: Bloomberg

 

Wygląda na to, że Niemcy mają sporo szczęścia w wirusowym nieszczęściu, które spadło na świat. Przy kilkudziesięciu tysiącach przypadków zachorowań na Covid-19 liczba zgonów nie idzie (jeszcze?) u nich w tysiące. Śmiertelność jest wyraźnie niższa niż np. we Włoszech, co sprawia, że część wirusologów zastanawia się, czy Niemcy są genetycznie bardziej odporni na tę chorobę. Inni wskazują jednak, że w Niemczech po prostu jest stosowana inna metodologia klasyfikacji przyczyn zgonów. Gospodarka naszego największego partnera handlowego jest jednak pod silną presją, a wszystko wskazuje na to, że przynajmniej pierwsza połowa roku upłynie pod znakiem ostrej recesji. Reakcja niemieckich władz sprawia przy tym wrażenie podobnie chaotycznej jak ich zachowanie w trakcie kryzysu imigracyjnego czy kryzysu w strefie euro. Widać to również na arenie europejskiej. Choć niemieckie władze wiele mówią o unijnej solidarności, to twardo odrzucają pomysły Włoch o wykorzystaniu Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM) do łagodzenia skutków wstrząsu gospodarczego towarzyszącego pandemii. O wspólnych obligacjach dla strefy euro też można zapomnieć. Kraj, który ma ambicje do przewodzenia Europie, po raz kolejny pokazuje, że nie ma pomysłu, co zrobić ze swoją pozycją lidera. Przywództwa wyraźnie brakuje również w krajowej walce z koronawirusem. Kanclerz Merkel od jakiegoś czasu szykowała się przecież do przejścia na polityczną emeryturę, a minister zdrowia Jens Spahn był za bardzo zaabsorbowany walką o przywództwo w swojej partii CSU, by odpowiednio szybko odpowiedzieć na kryzys koronawirusowy.

Zgubne skutki federalizmu

– Problem koronawirusa w Niemczech był dość długo umniejszany. Wielu ekspertów porównywało chorobę Covid-19 do zwykłej grypy, która w 2018 r. zabiła 25,1 tys. ludzi w tym kraju. W południowo-zachodnich Niemczech tłusty czwartek to początek końca karnawału, czas, kiedy w wielu miastach organizowane są huczne, masowe imprezy. Dyskoteki, knajpy oraz bary pękają w szwach. Niemiecki rząd tych masowych imprez jednak nie odwołał, nie było żadnej znaczącej reakcji ze strony niemieckiego Ministerstwa Zdrowia, wszyscy bawili się w najlepsze. Dobrym przykładem jest powiat Heinsberg, przy granicy z Niderlandami, gdzie na 100 tys. mieszkańców doszło do 484 zachorowań koronawirusem. Łączna liczba chorych to 1229 na 254 322 mieszkańców powiatu. Mieszkańcy Heinsberg właśnie podczas zabaw karnawałowych zainfekowali się – mówi „Parkietowi" Jakub Butyrowski, dziennikarz z Essen pracujący dla polonijnej telewizji PepeTV.

Walki z epidemią na pewno nie ułatwia to, że Niemcy są krajem mocno zdecentralizowanym. W ich prawie nie ma nawet możliwości wprowadzenia ogólnokrajowego stanu epidemii czy stanu nadzwyczajnego. O ewentualnych restrykcjach mających przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się epidemii decydują władze każdego z 16 krajów związkowych, na podstawie lokalnego ustawodawstwa. W Bawarii jest więc wprowadzona podobnie ostra kwarantanna jak w Polsce, ale w innych landach restrykcje są dużo bardziej liberalne.

Foto: GG Parkiet

– W fazie początkowej niemiecki rząd federalny uważał restrykcje przeciwdziałające rozprzestrzenianiu się choroby, za zbyt dużą ingerencję w prawa obywatelskie. Dopiero 22 marca rządowi federalnemu razem z rządami krajów związkowych udało się ustalić wspólny plan przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Nadal wolno się swobodnie przemieszczać po mieście, jednak tylko maksymalnie do dwóch osób, wyjęte spod tej restrykcji są rodziny. Posiłki w restauracjach, barach czy pizzeriach sprzedawane są tylko na wynos lub z dowozem do domu. Do wielu sklepów wpuszcza się ograniczoną liczbę osób. Papier toaletowy, żele do dezynfekcji, także mydło codziennie znikają z półek sklepowych. Sprzedaż mąki jest ograniczana do bodajże dwóch kilogramów na osobę, jest to jednak inicjatywa sklepów, a nie rządu federalnego. Mimo tych wszystkich restrykcji, paradoksalnie na ulicach widać wciąż dużo ludzi, w tym wiele osób starszych. Być może musi dojść do pandemii na skalę włoską, ażeby mieszkańcy Niemiec doszli do wniosku, że koronawirus nie jest zwykłą grypą, a prawdziwym zagrożeniem dla zdrowia oraz gospodarki – relacjonuje Butyrowski.

Ruletka prognoz

Foto: GG Parkiet

Nastroje niemieckich przedsiębiorców są fatalne. I trudno się temu dziwić, gdyż podobnie kiepskie są w całej Europie. Wskaźnik PMI mierzący koniunkturę w przemyśle spadł z i tak już „recesyjnego" lutowego poziomu 48 pkt do 45 pkt w marcu. (Każdy odczyt indeksu poniżej 50 pkt oznacza kurczenie się branży.) Indeks Ifo mierzący nastroje wśród niemieckich menedżerów spadł z 96 pkt w lutym do 86,1 pkt w marcu, czyli najniższego poziomu od lipca 2009 r. To był jego największy miesięczny spadek w historii zjednoczonych Niemiec. Rekordowo mocno obniżył się w tym czasie również indeks oczekiwań eksportowych Ifo. Zniżkował z minus 1,1 pkt do minus 19,8 pkt. Gospodarka Niemiec opiera się w dużym stopniu na eksporcie, a w pierwszej dziesiątce największych odbiorców jej produktów znajduje się sześć krajów szczególnie mocno dotkniętych pandemią koronawirusa (Chiny, USA, Włochy, Francja, Wielka Brytania i Szwajcaria). Do strat zaliczyć też trzeba koszty związane z częściowymi restrykcjami epidemiologicznymi w RFN. Instytut Ifo wyliczył jak dotąd te koszty tylko dla Bawarii. Z jego analizy wynika, że ten land może tracić 5 mld – 11 mld euro na każdym tygodniu restrykcji. Dwumiesięczna kwarantanna może więc kosztować Bawarię od 7,7 proc. PKB do 15 proc. PKB.

Wszelkie prognozy mówiące, jak bardzo może skurczyć się w tym roku gospodarka niemiecka, są z oczywistych względów obarczone dużym ryzykiem. Nie zniechęca to jednak ekonomistów do kreślenia takich przewidywań. Grupa ekspertów ekonomicznych doradzająca rządowi RFN (zwana „mędrcami") prognozuje, że niemiecki PKB spadnie w tym roku od 2,8 proc. do 5,4 proc. To jak duży będzie spadek, oczywiście zależy od tego, jak długo potrwa pandemia i jakie bardzo zostaną zaostrzone restrykcje w poszczególnych landach. Instytut Ifo prognozuje spadek PKB o 1,5 proc., RWI-Essen o 0,8 proc., instytut DIW tylko 0,1 proc. spadku. Mediana prognoz analityków zebranych przez agencję Bloomberga również mówi o spadku tylko o 0,1 proc. Trzeba jednak brać pod uwagę to, że w ostatnich tygodniach analitycy nie nadążali z cięciem prognoz gospodarczych. Na razie największymi pesymistami są analitycy Citigroup, którzy spodziewają się spadku PKB aż o 11,7 proc. W kryzysowym 2009 r. gospodarka niemiecka skurczyła się „tylko" o 5,7 proc. W Grecji największy roczny spadek w czasie kryzysu wyniósł w 2011 r. 9,1 proc.

Trudno się więc dziwić, że nawet Niemcy musieli w obliczu nadchodzącej katastrofy częściowo zrezygnować z fiskalnego dogmatyzmu. Rząd musiał sięgnąć po pakiet stymulacyjny. Na papierze wszystkie podjęte przez niego działania zamykają się imponującą kwotą 1,1 bln euro. Jednakże znaczna część tej sumy to tylko gwarancje kredytowe. Rząd podwyższył dotychczasowe gwarancje z 357 mld euro do 822 mld euro. Utworzył też fundusz stabilizacyjny mający udzielić gwarancji na 400 mld euro. Pożyczył państwowemu bankowi KfW 100 mld euro na zwiększenie akcji kredytowej dla spółek i dalsze 100 mld euro na przejmowanie udziałów firm zagrożonych bankructwem lub przejęciem przez kupców z zagranicy. Fundusze z budżetu przeznaczone na walkę ze skutkami gospodarczymi epidemii wynoszą na razie tylko 156 mld euro, z czego blisko 58 mld euro przypadnie na wsparcie dla małych spółek i samozatrudnionych. Rząd ma też dopłacić dodatkowe 10 mld euro firmom zatrudniającym pracowników w niepełnym wymiarze godzinowym. Te fundusze trzeba będzie jednak pewnie zwiększyć, bo według sondażu Ifo, 26 proc. niemieckich spółek spodziewa się, że w ciągu trzech miesięcy zmniejszy u siebie czas pracy. To środek łagodzący mający zapobiegać zwolnieniom. – Wiele firm proponuje swoim pracownikom pracę home office lub pracę krótkotrwałą. Związki zawodowe rozpoczęły negocjacje nad możliwością wprowadzenia pracy krótkotrwałej w strefie publicznej (teatry, instytuty państwowe oraz urzędy), ponieważ dotychczasowe niemieckie prawo pracy nie przewidywało takiej możliwości – wskazuje Butyrowski.

– Rząd niemiecki planuje wyemitować dodatkowy dług wart około 10 proc. PKB, czyli dwa razy większy niż spodziewane pogorszenie się bilansu finansów publicznych. Pożycza on nie tylko, by pokryć obecny budżet, ale też po to, by sfinansować program pożyczkowy banku KfW i stworzyć nowy fundusz stabilizacyjny, przejmujący udziały firm dotkniętych kryzysem – zauważa Andrew Kenningham, ekonomista z Capital Economics. Niemcy nie muszą się jednak martwić o dług. Europejski Bank Centralny może go skupić w dowolnych ilościach. A dogmaty fiskalne umarły.

Gospodarka światowa
Spółki memiczne znów rozpalają wyobraźnię i emocje na Wall Street
Gospodarka światowa
Donald Trump ustalił cła dla kilkudziesięciu krajów
Gospodarka światowa
Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA wzrosła po raz pierwszy od 7 tygodni
Gospodarka światowa
Według wstępnych danych inflacja w Niemczech w lipcu wyniosła 2 proc.
Gospodarka światowa
Ceny importu spadały w Niemczech trzeci miesiąc z rzędu
Gospodarka światowa
Bank Japonii utrzymał stopy procentowe na poziomie 0,5 proc.