W małym stopniu wpłynął on na złotego oraz inne waluty państw naszego regionu. O ile w poniedziałek nad ranem kurs polskiej waluty przebijał 3,89 zł za 1 USD, to po południu spadł już poniżej 3,86 zł. Podobną reakcję można było zaobserwować w przypadku forinta węgierskiego. Nad ranem kurs zbliżał się do 310 forintów za 1 USD, by po południu zejść do 307,5 forintów. Zarówno polski indeks giełdowy WIG, jak i węgierski BUX lekko zyskiwały w ciągu poniedziałkowej sesji.
Inwestorzy potraktowali kryzys w Turcji jako izolowany incydent, typowy dla autorytarnej i nieprzewidywalnej władzy prezydenta Erdogana. Nie spodziewają się, by do podobnych zawirowań dochodziło na innych dużych rynkach wschodzących. Większe znaczenie w przypadku większości walut z tych rynków mają polityka Fedu, reakcje na wzrost rentowności amerykańskich obligacji i prognozy dotyczące poszczególnych gospodarek.
– Wstępna reakcja polegała na wzroście awersji do ryzyka i była „bycza" dla dolara, ale te ruchy nie były duże. Nawet jak na standardy rynków wschodzących prezydent Erdogan jest unikalny. To pozwala ograniczyć rozlewanie się kryzysu, ale rosnące na świecie rentowności obligacji nie są pomocne – twierdzi Kit Juckes, strateg Societe Generale.
– Poza tym, że w nocy mieliśmy krach na lirze tureckiej, to w przestrzeni FX mało co się dzieje. Cofnięcie się rentowności amerykańskich obligacji (dziesięcioletnich o 5 pkt baz., do 1,67 proc.) jakoś nie przełożyło się na osłabienie dolara. Również rynki akcji wydają się być ostrożne – wskazuje Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ.