Jak podał w czwartek wtorek GUS, przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw, który obejmuje podmioty z co najmniej 10 pracownikami, w listopadzie wyniosło 6319 tys. etatów, o zaledwie 0,6 tys. więcej niż miesiąc wcześniej. W porównaniu do poprzedniego roku zmalało o 1,2 proc., po zniżce o 1 proc. w październiku.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że spadek zatrudnienia przyspieszył do 1,4 proc. rok do roku. Pesymiści liczyli się nawet ze zniżką tego wskaźnika o 1,7 proc. rok do roku.
Dane GUS dotyczą zatrudnienia przeliczonego na pełne etaty. Spadek zatrudnienia wiosną, w trakcie pierwszej fali ograniczeń aktywności ekonomicznej, który łącznie wyniósł 272 tys. etatów, nie był tylko efektem likwidacji miejsc pracy. W dużej mierze odzwierciedlał przejściowe skracanie czasu pracy części pracowników oraz absencje związane z opieką nad dziećmi w związku z zamknięciem szkół. Odbicie zatrudnienia o blisko 133 tys. etatów między czerwcem a październikiem było z kolei przejawem stopniowego powracania przedsiębiorstw do normalnego trybu pracy.
W związku z tym, że w listopadzie rząd wprowadził naukę zdalną także w klasach I-III szkoły podstawowej, a do tego lawinowo rosła liczba osób przebywających na kwarantannach i zwolnieniach lekarskich, część ekonomistów obawiała się, że przeciętne zatrudnienie ponownie zacznie mocno maleć. Czwartkowe dane GUS sugerują, że tak się nie stało.
- W listopadzie, inaczej niż wiosną, funkcjonowały żłobki i przedszkola. Na statystyce zatrudnienia nie odbił się więc znacząco brak pracowników na urlopach opiekuńczych. A niektóre z firm zatrudniały dodatkowych pracowników w miejsce, tych którzy byli na kwarantannie czy zwolnieniu opiekuńczym lub zdrowotnym. Na to wskazywały szczegóły ankiety, na której opiera się wskaźnik PMI – tłumaczy Maciej Zdrolik, ekonomista z mBanku.