Po tym, jak zakończyła się wtorkowa sesja w USA, czyli mocnymi spadkami głównych indeksów, początek handlu nad Wisłą był łatwy do przewidzenia. Pozostawało tylko pytanie o skalę przeceny i konsekwencje, a te nie okazały się tak poważne, jak mogliby sądzić pesymiści.
WIG20 otworzył się z luką bessy i na poziomie 2389 pkt, czyli niemal dokładnie na dolnym ograniczeniu ruchu bocznego, który obowiązywał do ostatniego piątku. Główne europejskie indeksy zaczęły dzień w podobnym stylu. Obie strony rynku przez pierwsze kilkadziesiąt minut badały swoje siły i zamiary, ale dość silne wsparcie za plecami byków dodało im otuchy. WIG20 zaczął pomału odrabiać straty i w najlepszym momencie sesji do wtorkowego zamknięcia brakowało mu ledwie 4 pkt. Dobre nastroje w drugiej części handlu w Europie podtrzymywały poprawiające się notowania kontraktów na amerykańskie indeksy, a później ich wyjście nad kreskę.
WIG20 ostatecznie zamknął się ze zniżką o 0,26 proc. i oczywiście utrzymał kluczowy poziom wsparcia. Tak skromna zniżka plasowała go całkiem wysoko na liście europejskich indeksów. Niemiecki DAX czy francuski CAC40 wypadły znacznie słabiej, ale one o wiele sprawniej odrabiały lipcowo-sierpniowe straty.
Kolejnej trudnej sesji za oceanem nasze krajowe indeksy mogą już jednak nie wytrzymać