Indeks S&P 500 w wersji nieważonej (equal weight), a więc pozbawionej dominacji garstki technologicznych gigantów, wreszcie znalazł się o kroczek od pokonania historycznego rekordu sprzed ponad dwóch lat (podstawowej wersji S&P 500 udało się to już, przypomnijmy, w styczniu). Szkoda tylko, że ta próba poszerzenia hossy odbywa się akurat w okresie, gdy główny indeks jest już mocno wykupiony technicznie. Tygodniowy oscylator RSI (liczony w odniesieniu do S&P 500) wspiął się w piątek do prawie 77 pkt, najwyżej od stycznia 2020 r., kiedy to szczyt (przed covidowym krachem) został ustanowiony na niewiele już wyższym niż obecnie pułapie 79 pkt. Współczynnik transakcji kupna i sprzedaży akcji przez tzw. insiderów znalazł się w lutym według GuruFocus ponad jedno odchylenie standardowe poniżej średniej historycznej, podobnie jak w lipcu ub.r., czyli przed najgłębszą w ubiegłym roku korektą spadkową.

Na innych rynkach uwagę zwraca złoto, którego dolarowe notowania podjęły się kolejnej próby wybicia górą z trwającego już od połowy 2020 r. nużącego trendu bocznego. Zobaczymy, czy wspinaczka na rekordowe poziomy okaże się wreszcie impulsem do odwrócenia trendu odpływów kapitału z funduszy ETF, który do tej pory było wyraźnym „hamulcem” dla złotej hossy.