W zakończonym tygodniu uwaga inwestorów na głównych rynkach akcji pozostała zogniskowana na wynikach kwartalnych spółek z amerykańskiego sektora technologicznego. Na plan pierwszy wybiły się raporty kwartalne kolejnych spółek ze złotej siódemki FAANNMG (Facebook, Amazon, Apple, Netflix, Nvidia, Microsoft i Google), z których najwięcej emocji wzbudziły wyniki Alphabetu. Cena spółki znanej kiedyś jako Google spadła o około 10 procent, co położyło się cieniem na całym sektorze i przełożyło na spadek Nasdaqa Composite o 2,62 procent oraz S&P 500 o 2,53 procent. Przecena nie ominęła DJIA, który oddał 2,14 procent. Relatywnie lepiej poradziły sobie indeksy giełd europejskich, ale zarówno francuski CAC 40, jak i niemiecki DAX skończyły tydzień spadkami – odpowiednio – o 0,31 procent i 0,75 procent. Oczywiście temat wyników technologicznych gigantów nie wyczerpał programu tygodnia i jeszcze wróci za sprawą raportów kwartalnych spółek Apple i Nvidia, ale bez wątpienia zeszłotygodniową przecenę trzeba przypisać postawie lokomotyw tegorocznej hossy i zwątpieniu inwestorów w prosty powrót do zwyżek z okresu styczeń-sierpień.
Ważnym elementem układu sił była też relacja rynków akcji z rynkiem długu. Drugi straszył graczy wzrostami rentowności – zwłaszcza na sesjach poniedziałkowej i czwartkowej, gdy rentowność benchmarkowych papierów dziesięcioletnich rządu USA flirtowała z psychologicznym poziomem 5 procent.
Patrząc na rynek w nieco szerszej perspektywie zeszłotygodniowe przeceny równały się zejściom głównych indeksów na nowe minima sierpniowo-październikowych fal spadkowych i w dużej mierze przesądziły, iż na najważniejszych giełdach październik zapewne skończy się stratami. Zwyczajnie, DAX, CAC 40, S&P 500, Nasdaq Composite i DJIA nie zdołają w ledwie dwa dni odrobić spadków, które w październiku przekraczają 3 lub 4 procent, a czasami zbliżają się do 5 procent. W takim kontekście zasadnym jawi się pytanie, jak będzie wyglądał cały IV kwartał?
Niestety, pierwszym miesiąc IV kwartału nie wypełnił swojej historycznej prawidłowości, która mówi, iż indeksy – zwłaszcza amerykańskie – mają tendencję do kończenia października skromnymi, ale jednak zwyżkami. Co ważne, część indeksów – w tym kluczowe S&P 500 i Nasdaq Composite – kończą październik wejściem w techniczne korekty, które definiuje się jako dziesięcioprocentowe cofnięcia od szczytów hossy, w tym wypadku wyznaczonych na przełomie lipca i sierpnia. W naszej opinii stale za wcześnie jednak na grzebanie szans byków na zbudowanie mocnych zwyżek w listopadzie i grudniu. Sezon wyników kwartalnych może jawić się jako trudny i uzasadniający słabość giełd, ale nie był wcale taki zły. Niestety, skupienie uwagi na wynikach wielkiej siódemki nie zniknie – w bieżącym tygodniu władzę nad nastrojami przejmie Apple, a później rynek będzie czekał na wyniki Nvidia – ale zakończenie tego szumu pozwoli na szersze spojrzenia, które dają powody do umiarkowanego optymizmu.
Starczy odnotować, iż dane makro – zwłaszcza zaskakujący siłą odczyt PKB USA w III kwartale – wskazuje na stale aktualny scenariusz miękkiego lądowania, w którym Fed nie będzie musiał pchnąć gospodarki w recesję, by wymusić spadek inflacji. Na ile ten scenariusz jest potwierdzany przez Fed pokaże otwierający listopad komunikat FOMC, po zaczynającym się jutro posiedzeniu władz monetarnych w USA. Oczywiście J. Powell i spółka nie powiedzą, że temat podwyżek stóp procentowych jest zakończony, ale zapewne odnotują, iż rynek długu, koszty obsługi kredytów hipotecznych i generalnie zadłużenia wspierają Fed w ograniczeniu płynności pieniądza w gospodarce i redukują potrzebę kolejnych podwyżek stóp procentowych. Jeśli na rynku pojawi się choć cień nadziei na to, że Fed ma już za sobą fazę zacieśnienia w polityce monetarnej, na giełdy wróci optymizm związany z kondycją gospodarki i pierwszymi obniżkami ceny kredytu, a rentowności, które dziś straszą na giełdach zaczną pozycjonować się pod kolejną zmianę, jaką będzie początek nowego cyklu w polityce monetarnej.
W tym kontekście warto odnotować, iż w zeszłym tygodniu cykl zacieśnienia skończył Europejski Bank Centralny, co samo w sobie jest przypomnieniem, iż giełdy mogą już pozycjonować się pod nowy układ sił, w którym banki centralne przejdą w fazę stymulowania wzrostu gospodarczego, a nie hamowania aktywności w celu obniżenia inflacji.