Po bardzo udanej sesji w środę, w czwartek mieliśmy dzień otrzeźwienia inwestorów. Po tym, jak zniżkami zakończyła się sesja w USA, mocno przeceniły się akcje na rynkach azjatyckich. Nastrojów na Starym Kontynencie nie wspierało też poranne umocnienie dolara do euro. Europejskie giełdy nie miały innego wyjścia, jak również zacząć dzień na czerwono.
Zniżki były jednak bardziej ograniczone w porównaniu ze Wschodem, bo spadki przekraczające 1 proc. zdarzały się rzadko. Niestety w przecenie przewodził WIG20, który po pierwszej godzinie handlu tracił ponad 1 proc. i szybko okazało się, że nie będzie to ostatnie słowo sprzedających. Im bliżej było półmetka sesji, tym rosła nerwowość. Zniżkom na GPW towarzyszył też wzrost rentowności (spadki cen) krajowych obligacji skarbowych, które znalazły się pod presją otoczenia. Druga część dnia rozpoczęła się od kontry kupujących i próby powrotu do poziomu otwarcia sesji, choć o odrobieniu dziennych strat nie było mowy. Popołudnie WIG20 spędził już w wąskim zakresie zmian, a otwarcie handlu przy Wall Street niewiele wniosło w zachowanie polskich dużych spółek. Indeks krajowych blue chips finiszował ze spadkiem o 1,3 proc., na poziomie niecałych 1950 pkt.
Od strony technicznej warto odnotować, że czwartkowa sesja rozpoczęła się poniżej połowy długiej białej świecy ze środy, a podjęta próba powrotu powyżej tego poziomu spełzła na niczym. Na ten moment jest to więc najbliższe zadanie dla kupujących, jeśli chcą myśleć o kontynuacji odreagowania, rozpoczętego przed dwoma tygodniami. W obliczu spadków na głównych rynkach akcji zadanie to staje się coraz trudniejsze.