Już widać, że sytuacja za wschodnią granicą diametralnie zmieniła giełdowe zasady gry: mamy klasyczny „wywrócony stolik" i zaczyna obowiązywać zasada „ciasnych drzwi" w przypadku pojedynczych spółek, gdy przy próbie sprzedaży okazuje się za tłoczno po podażowej stronie bez odbioru akcji po stronie popytowej. O ile chęć szybkiego wyjścia można próbować zrozumieć w przypadku spółek, których biznesy mogą być bezpośrednio zagrożone przez konflikt, jak spółki ukraińskie czy prowadzące interesy na terenie WNP czy Białorusi, o tyle wpływ średnio- i długoterminowy na spółki notowane na GPW będzie zależał od dalszego rozwoju sytuacji militarnej, a ten dzisiaj pozostaje tylko w sferze wyobraźni. Analogia historyczna z 2014 roku jest nieaktualna i widać, że tym razem spadki są mocniejsze niż w przypadku inwazji „zielonych ludzików". Patrząc na WIG20 od początku stycznia br., kiedy jeszcze można było oczekiwać kontynuacji wzrostu, to do dziś tylko pękają kolejne wsparcia (~2140, ~2020, ~1960 pkt), stając się oporami, trzeszczy strefa w okolicy 1800 pkt, a w międzyczasie połamana została linia trendu wzrostowego. Jak mówi stare giełdowe powiedzenie, kupować trzeba, jak leje się krew, pozostaje teraz więc tylko i aż pytanie kiedy? Czyli które z potencjalnych wsparć (1730, 1580, a może 1250 pkt) zatrzyma przecenę, choć zadecydują informacje pozagiełdowe.