Koniunktura na Wall Street w tym roku mocno odbiega od schematu, do którego przyzwyczaiło nas kilkanaście miesięcy silnej hossy trwającej od czasu „koronakrachu" (którego drugą rocznicę będziemy obchodzić w marcu). W ostatnich dniach S&P 500 znów ocierał się o ponadsiedmiomiesięczne minimum.

Jeśli przestać pasjonować się codziennym szumem informacyjnym i spojrzeć szerzej na obecną sytuacją na wykresie amerykańskiego benchmarku, to trudno oprzeć się wrażeniu, że mniej więcej już od sierpnia–września ub.r. powstaje formacja przypominająca książkową „głowę z ramionami" (RGR). Przed realizacją potencjału spadkowego wynikającego z tej (niedokończonej jeszcze) formacji, mogącego książkowo sprowadzić S&P 500 w okolice 3800 pkt, chroni na razie jeszcze wsparcie wyznaczone przez serię dziennych minimów w przedziale ok. 4210–4260 pkt.

Poziom docelowy wynikający z ewentualnej „głowy z ramionami" ciekawie komponuje się ze wspomnianym przed tygodniem „Fed put", czyli pułapem S&P 500, przy którym Rezerwa Federalna miałaby skapitulować przed giełdowymi niedźwiedziami i zrezygnować z zaostrzania polityki monetarnej – wg sondażu BofA pułap ten to ok. 3700 pkt. A skoro mowa o polityce monetarnej, to nadchodzący wielkimi krokami marzec ma być ostatnim miesiącem trwania QE (luzowania ilościowego) w USA.