Niedźwiedziom pomagały zniżkujące ceny akcji na zachodnioeuropejskich parkietach i kiepskie rokowania amerykańskich indeksów. Inwestorów wystraszyły zwłaszcza słabe dane z amerykańskiego rynku pracy (raport ADP pokazał spadek zatrudnienia w lipcu większy od oczekiwań).Wczorajszy dzień pomimo dominacji koloru czerwonego nie był kubłem zimnej wody na głowy rynkowych optymistów. Choć zarówno wtorek, jak i środa przyniosły pewne schłodzenie nastrojów, to jeszcze jednak o wiele za mało, by przesądzić o wyhamowaniu długotrwałych zwyżek. Wydaje się, że kilkumiesięczny marsz na północ skutecznie zatarł wspomnienia dwucyfrowych spadków indeksów podczas pojedynczych sesji i zwiększył apetyt na ryzyko.

Jeszcze miesiąc temu analitycy cieszyli się, że dane makroekonomiczne choć wciąż się pogarszają, to przynajmniej w wolniejszym tempie. Dziś nie dyskutuje się już, czy odbicie nastąpi, ale jak długo potrwa i jaki będzie miało charakter. Spośród liter V, W oraz L mających obrazować prawdopodobny rozwój wydarzeń w gospodarce, powoli odpada ta ostatnia - coraz mniej inwestorów wierzy, że należy spodziewać się długotrwałej recesji. Trwa spór, czy czeka nas jeszcze kolejny dołek ("W"), czy już tylko marsz ku dobrobytowi ("V").

Oznaki optymizmu są tak wszechobecne, że wręcz niepokojące. Wskaźniki PMI - uznawane za jedne z najskuteczniejszych prognostyków przyszłej koniunktury - pną się w górę na całym świecie. Ceny wielu surowców wspinają się na poziomy najwyższe od niemal roku. Nieustannie maleje premia za ryzyko. Tanieje dolar amerykański, a drożeją waluty rynków wschodzących.

Nie tylko Amerykański TED-spread jest już najniższy od dwóch lat, ale również do najwyższych od ponad roku poziomów urosły ceny ryzykownych pożyczek notowanych na rynkach w Europie i USA. Wzrost pewności na rynkach finansowych udziela się także w Polsce, gdzie nieustannie maleje spread pomiędzy stopami WIBOR a bonami skarbowymi. Na powyższych zmianach zyskują oczywiście waluty i giełdy rynków wschodzących, również Polski.

Co więc w tym wszystkim niepokojącego? Wśród strategów inwestycyjnych powraca wiara w "decoupling", czyli teorię mówiącą, że na świecie dokonała się fundamentalna zmiana i emerging markets nie potrzebują już popytu z bogatych krajów Zachodu. Zawarte między wierszami zdanie "tym razem będzie inaczej" połączone z rosnącym optymizmem na rynkach powinno każdemu inwestorowi zapalić czerwoną lampkę ostrzegawczą. Niewykluczone, że właśnie stajemy się świadkami rodzenia się kolejnej bańki spekulacyjnej.