Wydaje się jednak, że ciągle jeszcze można liczyć na to, że ceny akcji dobrną do końca roku na relatywnie wysokich poziomach. Ostatnie osłabienie ciągle mieści się w granicach normy wyznaczonej przez korekty fal wzrostowych pojawiające się po ok. 2 tygodniach od początku wzrostu (patrz mniej więcej połowa marca, połowa lipca czy połowa września).
Takie analogie sugerowałyby wznowienie marszu cen akcji w górę, ale być może bardziej adekwatną dla tegorocznej grudniowej zwyżki jest analogia z sytuacją z grudnia ubiegłego roku (wtedy WIG20 rozpoczął finiszować dopiero 10 grudnia). Ówczesna końcówka wzrostu poprzedzająca kilkunastoprocentową korektę trwała aż do 20 stycznia. Ponieważ teraz rajd św. Mikołaja wystartował z dołka już 30 listopada, więc być może teraz wzrost zamrze wcześniej.
Nad rynkami cały czas wisi groźba ponownej eskalacji niepokojów związanych z sytuacją w strefie euro. Według doniesień prasy, na trwającym szczycie UE mają zapaść decyzje na temat „przyszłego kształtu” strefy euro. Jakoś trudno w to uwierzyć. Szczególnie w to, że Niemcy – którym osłabienie euro i spadek rynkowych stóp procentowych spowodowane ujawnieniem problemów finansowych Grecji dało w II kw. najwyższe tempo wzrostu gospodarczego od 20 lat – łatwo wypuszczą z ręki takie wspaniałe narzędzie polityki finansowej. Osobiście stawiałbym raczej na scenariusz, w którym rozwiązania będą rodzić się na kolanie dopiero, gdy sytuacja stanie się dramatyczna. Gdyby po godnym zamknięciu roku z europejskich (i nie tylko zapewne) szaf rzeczywiście zaczęły wypadać jakieś „trupy”, to zapewne najbardziej zyskowną lokatą na I kw. okazałyby się wyprzedawane od 2 miesięcy amerykańskie obligacje skarbowe (i dolary).
Gdy problem wypłacalności krajów peryferyjnych strefy euro zostanie już odsunięty w czasie (zakładam, że z dużym udziałem ECB gdzieś w marcu, gdy EUR/USD będzie testować czerwcowy dołek na 1,18, a WIG20 ustanawiać będzie półroczne minima) można będzie chyba spojrzeć na dalszą część roku pozytywnie. Ewentualny impuls dewaluacyjny na złotym z I kw. 2011 (podobny do tego z II kw.) powinien ponownie poprawić konkurencyjność polskich firm przemysłowych (głównie sWIG80, mWIG40) dając nowy impuls wzrostowy na rynku akcji.
Mamy już co prawda za sobą ustanowiony w lipcu szczyt dynamiki rocznej indeksu wskaźników wyprzedzających koniunktury gospodarczej liczonych przez OECD dla Polski (co zapowiada szczyt ożywienia w gospodarce za pół roku), ale jak łatwo sprawdzić poprzednie tego typu sygnały z kwietnia 1999, grudnia 2002 i czerwca 2006 nie były w stanie zahamować cyklicznej hossy przez kolejne przynajmniej kilkanaście miesięcy.