W piątek z kolei po początkowym umiarkowanym odbiciu,
rozpoczęła się jazda w drugą stronę. WIG zyskał 3,1 proc., a techniczny obraz rynku zmienił się o 180 stopni. Na wczorajszej sesji były kontynuowane piątkowe zwyżki.
Dlaczego rynki są tak rozchwiane? Ponieważ analiza fundamentalna straciła na znaczeniu na rzecz emocji – nadziei i strachu. To one obecnie w największym stopniu determinują zachowania inwestorów. Gdy pojawia się obawa, że politycy nie poradzą sobie z opanowaniem kryzysu zadłużenia, to ryzykowne aktywa tracą na wartości. Gdy pojawią się z kolei spekulacje, że już za chwilę zostanie uzgodnione rozwiązanie, rynki gwałtownie idą w górę. Tak było właśnie w piątek, kiedy pojawiły się informacje o zgodzie na kolejną transzę pomocy dla Grecji o wartości 8 mld euro i odżyły nadzieje na porozumienie co do kwestii rozwiązania problemu nadmiernego zadłużenia w Europie.
Ale czy naprawdę należy oczekiwać przełomu? Weźmy przykład Grecji. Kolejna transza pomocy jest jedynie kroplówką pozwalającą temu krajowi przetrwać kilka miesięcy. Mówi się o redukcji greckiego długu skarbowego aż o 60 proc. Pozwoli to jednak na obniżenie wskaźnika zadłużenia w relacji do PKB tylko do 110 proc., czyli poziomu ciągle bardzo wysokiego. Kto ma dalej finansować ten kraj? I to przy ujemnej dynamice PKB, ciągłych strajkach/protestach, lekceważącym podejściu do pracy i płacenia podatków. Ochotników nie widzę. W związku z tym po chwilowej euforii może przyjść refleksja, że sytuacja niewiele się tylko poprawiła.
Nie inaczej sprawa ma się z całą strefą euro. Obecnie wysiłki polityków zmierzają jedynie w kierunku opanowania sytuacji, a nie rozwiązania problemów. Można na jakiś czas załatać dziury i mieć nadzieję, że statek nie zatonie. Ale czy to wystarczy? Raczej nie. Ponieważ piętrzących się problemów jest mnóstwo. Potrzeba zatem radykalnych reform. Weźmy ostatni przypadek, tym razem z USA. Amerykańskie banki publikują właśnie wyniki za III kwartał. Na papierze wyglądają one nieźle. Jednak znaczna ich część pochodzi z różnego rodzaju sztuczek księgowych, na czele z uznawaniem spadku cen własnego długu jako zysku!