Zmienność, z jaką mamy do czynienia na WIG20 od końca października, jest dość wyczerpująca, nawet jeżeli jej zakres nie jest zbyt duży i waha się między 2 a 4 proc. Tak samo męcząca staje się sytuacja w strefie euro, która zmienia się z greckiej tragedii w tragifarsę. Gdy już wydawało się, że główne siły Europy zaczynają panować nad sytuacją, a takie wrażenie rynki mogły mieć po ostatnim euroszczycie, wyskoczył pomysł referendum, który okazał się polityczną gierką. Zanim inwestorzy zdołali przetrawić konsekwencje dość skomplikowanego mechanizmu, który wymyślili politycy, okazało się, że ten mozolnie budowany domek z kart może się zawalić. Po pierwsze, za sprawą samych Greków, po drugie – przez zupełnie niezrozumiałą niechęć rynków wschodzących, w tym Chin, do wsparcia tak misternej konstrukcji. Co gorsza, przy zamieszaniu wokół tego, kto będzie rządził w Grecji, inwestorzy przypomnieli sobie o Włoszech, których obligacje zaczęły bić rekordy rentowności. Dzieje się tak mimo ciągłego skupowania przez EBC obligacji państw południowej Europy, który to proceder został uznany ostatnio przez nowego prezesa za niegodny banku centralnego, ale i tak jest kontynuowany. Bo nie ma innego wyjścia. Zresztą nieoczekiwane obniżenie podstawowej stopy procentowej przez EBC w cztery miesiące po jej podwyższeniu i to przy wysokiej, 3-proc., inflacji, też nie dodaje mu wiarygodności.
I tak, po dwóch tygodniach od „przełomu" znajdujemy się w tym samym miejscu. Dokładnie tak samo jak polski rynek akcji, który krąży wokół poziomu 2400 pkt (WIG20), w oczekiwaniu na jakiś wyraźny sygnał. Oprócz tego, że sytuacja w Europie zaczyna wymykać się spod kontroli, podstawowym argumentem za przejściem rynku przez listopadową korektę jest skala październikowych zwyżek, po których, jak uczy historia, należy się odpoczynek. Jeżeli dodać do tego stosunkowo wysoki poziom dobrego nastroju, w jakim inwestorzy giełdowi na świecie kończyli miniony miesiąc, oraz dotarcie przez niektóre amerykańskie indeksy do poziomów z wiosennych szczytów, zakładam, że listopad powinien zakończyć się lekką zniżką na rynkach akcji. To, w jaki sposób będzie wyglądała ta korekta, czy z obecnej konsolidacji wybijemy się dołem i WIG20 szybko znajdzie się poniżej 2300 pkt, czy też najpierw wybijemy się górą i zaatakujemy 2500 pkt, aby zacząć spadki w drugiej połowie miesiąca, będzie pochodną zachowania się amerykańskich indeksów. Biorąc pod uwagę siłę, z jaką akcje w USA radzą sobie w ostatnich dniach z europejską zawieruchą oraz nieprzerwane zwyżki cen ropy za oceanem, która zdaje się wyprzedać indeksy akcji, ten drugi scenariusz wydaje się bardzo prawdopodobny.