Jednak czytając komentarze w prasie, odnoszę wrażenie, że ranga, jaką przypisują temu wydarzeniu polscy inwestorzy, jest przesadzona. Wydaje mi się, że głównym celem, jaki chciał osiągnąć ECB, ogłaszając na początku grudnia tego rodzaju dofinansowanie dla europejskich banków, było pokazanie rynkom determinacji w zagwarantowaniu stabilności sektora finansowego na kontynencie. Dlatego, moim zdaniem, sam drugi etap procesu zwiększania płynności w sektorze bankowym oraz jego wielkość mają drugorzędne znaczenie dla dalszych losów hossy na rynkach. To nie te pieniądze stały za dynamicznym wzrostem na polskich małych spółkach czy na indeksach rynków wschodzących.

To nie one skierowane zostały na rynek amerykańskich spółek. Natomiast sama ich obecność w europejskich bankach i to praktycznie w dowolnej ilości, zneutralizowała jeden z najważniejszych w ostatnich dwóch latach czynników ryzyka, czyli groźbę wystąpienia bankructwa europejskiego Lehmana. Nawet jeżeli pieniędzy w ramach LTRO2 będzie znacznie mniej niż za pierwszym razem, nie oznacza to, że wzrost na rynkach akcji nie może być kontynuowany. Podobnie, z drugiej strony, jeżeli będzie ich dwa razy więcej, nie uchroni to indeksów akcji od wejścia w falę korekcyjną, jeżeli tylko Stany Zjednoczone uznają, że już czas na odpoczynek.

Ta już niemal mityczna korekta, której wypatruję w USA od miesiąca, w dalszym ciągu nie chce przybyć na największą giełdę świata. Najwyraźniej znalazła sobie znacznie lepsze miejsce na gościnne występy, czyli polski rynek akcji, a w szczególności indeks dużych spółek, który wpadł w dość wyraźny korekcyjny korkociąg. Jest on wystarczająco długi, nawet jeżeli niezbyt głęboki, żeby można było oczekiwać zmiany tego niekorzystnego trendu i kolejnej próby ataku na poziom 2450 pkt. Musimy wykorzystać wyraźną chęć amerykańskich indeksów do kontynuowania wzrostu, zanim inwestorzy w USA zdecydują się masowo zamienić wirtualne zyski na prawdziwe pieniądze. Jeżeli WIG20 nie zdoła wejść na wyższy poziom w ciągu najbliższych sesji, to szanse na taki scenariusz w kolejnych tygodniach raczej maleją, niż rosną. Moim zdaniem takie negatywne niespodzianki, jak we wtorek z danymi o zamówieniach w USA, mogą się powtarzać.

Nie będzie to wyrazem nadciągających problemów w amerykańskiej gospodarce, lecz rezultatem zbyt wygórowanych oczekiwań. Na szczęście na naszej giełdzie polscy inwestorzy również mają możliwość poczuć się jak uczestnicy amerykańskiego sukcesu. Nasze małe spółki rosną nieprzerwanie od dwóch miesięcy, a ostatni, kilkudniowy przystanek, wygląda raczej jak przygotowanie przed kolejnym skokiem w górę, na podobnej zasadzie jak to działo się na S&P500 w ciągu ostatnich kilku tygodni.