Zwrócił on uwagę na analizę, jaką dla Ned Davis Research przeprowadzili Ed Clissold i Dan Sanborn, a która dotyczyła zachowania indeksów akcji w relacji do dynamiki uzyskiwanej przez kwartalne zyski. Ma to związek z dobiegającym właśnie końca sezonem publikacji wyników, który wskazuje na wygasający wzrost zysków. W takiej sytuacji pada pytanie, czy taka sytuacja jest zwiastunem możliwych kłopotów na rynku akcji?
Na pierwszy rzut oka taka interpretacja wydawałaby się zasadna, ale rzeczywistość wygląda inaczej. Okazuje się, że pierwsze wrażenie może być mylące. Analizując zmiany indeksu S&P500 w relacji do kwartalnych zmian wyników spółek w okresie od 1927 roku widać tendencję wydawałoby się zaskakującą. Rynek akcji najlepiej sobie radził w sytuacji, gdy dynamika zysków spółek była lekko ujemna lub jej wartość była minimalna. W okresach, gdy kwartalne wyniki wykazywały zmiany w przedziale od -20 do +5 proc., indeks S&P500 zyskiwał średnio ponad 12 proc. rocznie. Gdy zyski spółek notowały wzrost o ponad 20 proc., wartość indeksu rosła średnio o 2,4 proc. rocznie.
Wytłumaczenie jest logiczne – przy wysokiej dynamice zysków rynek zachowuje ostrożność, gdyż jego uczestnicy mają świadomość, że taka dynamika jest nie do utrzymania przez długi czas. Słabsza dynamika zysków daje za to możliwość jej późniejszej poprawy, a gdy ta się pojawia, rynek w tym uczestniczy. Obecny sezon publikacji zapowiada zmianę wyniku w zależności od sposobu liczenia w przedziale od -0,4 do +6,8 proc. Jest to więc wartość znajdująca się zakresie najkorzystniejszym, co z historycznego punktu widzenia daje pewne uspokojenie dla posiadaczy akcji. Nie jest to jednak czynnik przesądzający o wzroście. Tym bardziej że już takowy jest za nami. Znamienne, że na koniec 3 sierpnia badany indeks znajdował się na poziomie 1390 pkt wobec 1260 pkt rok temu. Potencjał wzrostu na bazie tego czynnika jest więc ograniczony.