Główny wskaźnik S&P500 dotarł podczas sesji do 1426 pkt (poziom najwyższy od maja 2008 r.), ale ostatecznie spadł o 0,4 proc. do 1413 pkt. Wygląda na to, że amerykańska lokomotywa nie jest jeszcze na tyle rozpędzona, by rozpocząć kolejną falę hossy. Problem w tym, że jeśli nie ona, to kto?

Inwestorzy mieli prawo poczuć się zawiedzeni, więc środowe zniżki nie powinny nikogo dziwić. WIG20 spadł wczoraj o 0,9 proc. do 2279 pkt i ponownie oddalił się od bariery 2300 pkt. Spadki podobnej skali odnotowały giełdy we Frankfurcie, Paryżu i Londynie. Najsłabszy na Starym Kontynencie był madrycki IBEX35, który spadł o 2,7?proc. Trzeba jednak przyznać, że na tle jego ostatnich wyczynów, ten wynik i tak nie wygląda najgorzej.

Dziś na pierwszym planie będą wstępne publikacje PMI dla czołowych europejskich gospodarek oraz wieści z wczorajszego spotkania premiera Grecji Antonisa Samarasa z szefem Eurogrupy Jean-Claudem Junckerem. Grecki przywódca przybył z ważną misją – chce wynegocjować złagodzenie warunków, które jego kraj musi spełnić, by otrzymać kolejny zastrzyk finansowy. Sprawa jest poważna, bo w piątek planuje złożyć kolejną wizytę, tym razem u Angeli Merkel. To spotkanie będzie przykuwać uwagę całego finansowego świata. W kontekście ostatnich wypowiedzi niemieckiego ministra finansów Wolfganga Schaueblego, który wyraźnie sprzeciwia się fiskalnym ustępstwom dla Hellady, szykuje się ciekawa konfrontacja. Samaras będzie musiał wykazać się dużymi zdolnościami do negocjacji, by jej wynik pozytywnie zaskoczył rynki.