Nawet na giełdzie w Seulu nie widać reakcji na groźby Północy, więc my w Polsce tym bardziej nie powinniśmy się przejmować.
Poza końcem świata (zresztą kolejnym – poprzedni, ten wieszczony przez Majów, miał być w grudniu), na rynkach nie dzieje się aktualnie nic, co mogłoby przynieść przełom. Z braku naprawdę istotnych wydarzeń oczy wielu inwestorów będą znowu zwrócone na Cypr. Może to źle wróżyć rynkowi w najbliższym czasie, bo trudno o pozytywne informacje z tego kraju. Mówi się o tym, że „jednorazowy podatek od depozytów" (wprowadzony niekoniecznie w postaci podatku, ale to nie ma dużego znaczenia) może zabrać nawet 60 proc. wartości środków złożonych w bankach. Wszystkie szacunki odnoszące się do tego, ile Cypr potrzebuje pieniędzy, są oparte na pewnych założeniach co do deficytu sektora finansów publicznych i dynamiki PKB. Historia pokazuje, że trojka (Komisja Europejska, EBC i MFW) ma skłonność do zbytniego optymizmu w swoich prognozach, notorycznie niedoszacowując skutki skurczu monetarnego oraz przeszacowując zdolność rządów do ograniczania deficytów budżetowych.
Dodatkowo, problemy Cypru utrudniają wyjście na prostą przez Grecję. Piraeus Bank na koniec 2012 roku miał 72,7 mld zobowiązań i 70,4 mld aktywów, czyli jego kapitał własny wynosił -2,3 mld euro (a my przejmujemy się naszymi deweloperami...). Jako jedna z najzdrowszych instytucji finansowych w Grecji ogłosił, że za 0,5 mld euro przejmie greckie oddziały kilku cypryjskich banków. Zrobi to za pieniądze pochodzące z funduszu utworzonego dla ratowania Grecji. Zarówno bilans Banku Piraeus, jak i jego?desperacka decyzja, pokazują, że kraje Południowej Europy mogą nas jeszcze straszyć.
Ale czy to straszenie będzie miało przełożenie na realną gospodarkę? Jeśli nawet tak, to bardzo ograniczone. Pamiętajmy o poprawie sytuacji gospodarczej w Stanach Zjednoczonych. Wielkimi krokami zbliża się kolejny sezon wyników amerykańskich spółek i prawdopodobnie ta poprawa będzie widoczna w kilku- lub kilkunastoprocentowym wzroście zysków.
A u nas najbliższe miesiące przyniosą dywidendy. Sezon uchwalania i wypłaty dywidend może przypomnieć, że polskie akcje są tanie w relacji do obligacji. W tych warunkach tradycyjna rada „sell in May and go away" może się nie sprawdzić.