W finale okazało się, iż rynki stać było ledwie na konsolidacje, czego dobrym przykładem jest właśnie przebieg sesji w Warszawie. Już na starcie WIG20 zmienił się o drobny ułamek, by w kolejnych sześciu godzinach dryfować nad 2350 pkt. W istocie, dopiero finałowa godzina przyniosła nieco ożywienia, ale szybkie i blisko procentowe przesunięcie indeksu na południe wskazało, iż handel był dziś płytki, a gracze skłonni do powielania ruchów na rynkach bazowych.
Bilansem dnia jest spadek WIG20 o 1 procent, ale przecenę trzeba uzupełnić o wielkość obrotu, która była znacząco niższa od obserwowanych na sesjach środowej i czwartkowej. Dziś licznik WIG20 pokazał 450 mln złotych, gdy w środę i czwartek imponował – odpowiednio – 840 i 760 mln złotych. Dlatego warto ze spokojem potraktować piątkowe cofnięcie, choć trzeba zapamiętać, iż częścią słabości byków było też powielenie ruchów rynków bazowych, które w największym stopniu odpowiadają za optymistyczny powrót warszawskich graczy ze świąteczno-noworocznego wyciszenia. Tylko techniczne patrząc do zapamiętania z tygodnia jest udana obrona grudniowego minimum i wyjście WIG20 nad rejon 2333 pkt., które razem zbudowały potencjał zwyżki indeksu do 2400 pkt. Efektem takiego ruchu byłby faktyczny powrót średniej do środka konsolidacji, która zdominowała notowania zeszłego roku. Naprawdę rejon 2400 pkt. można uznać za środek trendu bocznego, jaki dominuje na rynku warszawskim właściwie od drugiej połowy 2012 roku.
W tak zarysowanym układzie pierwszy tydzień nowego roku podkreśla znane od wielu miesięcy tendencje, w których rynek stać tylko na przesunięcia na oswojonych wcześniejszą grą poziomach, ale nie stać na wybicie WIG20 poza wielomiesięczną konsolidację.
Adam Stańczak