Otóż w poprzedni piątek średni kurs euro i dolara względem złotego, który jeszcze miesiąc temu znajdował się na najwyższym poziomie od 2009 r. (czyli złoty był najsłabszy od sześciu lat), spadł do najniższego poziomu w tym roku. Z takim dokonującym się w nie więcej niż dwa miesiące przejściem od przynajmniej rocznego maksimum średniego kursu dolara i euro do przynajmniej dwumiesięcznego minimum mieliśmy w ostatnich latach do czynienia wcześniej jedynie czterokrotnie (sygnały 2 kwietnia 2009 r., 14 lipca 2010 r., 18 stycznia 2012 r. i 6 sierpnia 2013 r.). W każdym z tych czterech przypadków z ostatnich lata taki zwrot na złotym sygnalizował początek trendu, który kontynuowany był przez następne 10–11 miesięcy. Nie jest jasne, czy przejście rynku walutowego do fazy mocnego dolara nie przekreśla tych doświadczeń z lat 2009–2013, ale gdyby wszystko i tym razem odbyło się wobec podobnego schematu, to na początku 2016 r. kursy walut byłyby zauważalnie niższe niż obecnie (po drodze może być różnie).

Ten cykl – w domyśle wychodzenia i powracania zagranicznego kapitału na polski rynek – można odnieść też do rynku akcji. W okresie istnienia GPW zdefiniowanych powyżej sygnałów zmiany trendu na złotym było wcześniej 14. W każdym z tych 14 przypadków WIG był zawsze powyżej swego poziomu w momencie generowania sygnału w ok. 2,5 miesiąca po sygnale, w ok. 3,5 miesiąca po sygnale (był wtedy przynajmniej 10 proc. na plusie), pomiędzy ósmym a dziesiątym miesiącu po sygnale i w okolicach 13. miesiąca po sygnale. W okresie dziesięciu miesięcy po tych sygnałach można było na WIG maksymalnie stracić 7 proc.

To o tyle zrozumiałe, że rynek akcji powinien pozytywnie reagować na poprawę koniunktury gospodarczej wywołanej chwilowym wzrostem konkurencyjności spowodowanym wcześniejszą dewaluacją złotego (taką jak ta, od czerwca ub.r. do marca tego roku), ale tak jednoznacznie pozytywna statystyka obejmująca okres od 1993 r. musi szokować. Tak mocna statystyka zachęca do kupowania akcji, chociaż wątpliwości budzi fakt, że kulminująca podwójnym dołkiem złotego w styczniu i marcu słabość polskiej waluty zrealizowała się głównie względem dolara, a nie euro, którego umocnienie dałoby realne korzyści w dominującym w przypadku naszego kraju handlu ze strefą euro. Drugim powodem do lekkiej niewiary w powtórkę tego schematu jest coraz bardziej zastanawiające przedłużanie się niezdolności niemieckiego przemysłu do pokazania pozytywnej reakcji na słabe euro, rekordowo niskie stopy i „druk pieniądza" w wykonaniu ECB (QE).