Rynki surowców i indeksy akcji emerging markets dostały szansę na złapanie oddechu, z czego skwapliwie skorzystały. Najbardziej spektakularne okazało się 30-proc. odbicie cen ropy. Również wiele rynków wschodzących, takich jak Rosja, Brazylia, Korea czy Chiny, zaliczyło solidne zwyżki. Uwagę przykuła hossa w Hongkongu, która przybrała postać pościgu za uciekającym pociągiem z Szanghaju. Żeby nie było lekko, podobnie jak dwa miesiące wcześniej, chińskie władze zwiększyły tylko zamieszanie jednoczesną próbą administracyjnego poskromienia spekulacji giełdowych oraz wprowadzeniem działań pobudzających wzrost gospodarczy poprzez obniżkę stopy rezerwy obowiązkowej. W tym samym czasie dane o wzroście gospodarczym raczej rozczarowywały, a ceny nieruchomości w większości chińskich miast kontynuowały grawitacyjny spadek, czego symptomem stało się na początku tygodnia ogłoszenie „dolarowego" bankructwa spółki deweloperskiej, firmy Kaisa. Jakby tego było mało, na włosku zawisła też wypłacalność innej chińskiej firmy, tym razem producenta m.in. transformatorów, którego, co istotne, głównym właścicielem jest państwo. Jeżeli chińskie władze chcą wprowadzić jakieś pakiety stymulujące gospodarkę, to trudno o bardziej jaskrawe sygnały, że czas najwyższy na podjęcie stosownych działań. W przeciwnym wypadku hossa na obu coraz bardziej powiązanych ze sobą chińskich giełdach skończy się raczej szybciej niż później. Również w Brazylii czy w Rosji trudno na razie znaleźć twarde dane gospodarcze wspierające taką siłę rynków akcji. Na tym tle hossa, jaka od początku kwietnia jest na naszym krajowym parkiecie pomimo korektyw Europie, a często na przekór, aż epatuje fundamentalną podbudową. Imponujący wzrost produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej czy wynagrodzeń najwyraźniej spowodowały, że zagraniczni inwestorzy łaskawszym okiem spojrzeli ostatnio na polskie spółki. Trudno się dziwić, że w takich warunkach indywidualni inwestorzy na GPW tryskają ostatnio optymizmem, podczas gdy zarządzający w funduszach przecierają oczy ze zdumienia, próbując zrozumieć nieoczekiwany zwrot w nastawieniu „zagranicy". Zupełnie inne nastroje panują wśród giełdowych graczy za oceanem. Duża zmienność i brak rozstrzygnięć na Wall Street przełożyły się na najwyższy od lat poziom niezdecydowania wśród drobnych inwestorów. Biorąc pod uwagę siłę WIG20 i nastroje inwestorów z Wall Street, aż się prosi, żeby amerykańskie indeksy podążyły śladem polskich odpowiedników, kończąc długą konsolidację.