Szef EBC Mario Draghi stwierdził ostatnio, że „trzeba zrobić, co tylko można, by podnieść inflację tak szybko, jak to możliwe". To mocna deklaracja, bardzo przypominająca tę z 2012 roku, kiedy Draghi zapowiadał, że trzeba zrobić „co się tylko da" w celu ratowania strefy euro przed rozpadem na skutek kryzysu zadłużenia.
Sęk w tym, że nie do końca wiadomo, skąd akurat teraz tak mocne deklaracje walki o wyższą inflację. Owszem, podstawowy wskaźnik inflacji (HICP) w strefie euro jest nadal na granicy deflacji (0,1 proc. w X r./r.), jednak już jego wersja bazowa (pozbawiona wpływu cen żywności i energii) osiągnęła w październiku całkiem „przyzwoity" pułap: +1,0 proc. (rok do roku), a to tempo najszybsze od półtora roku!
Wspomniany Deutsche Bank ma swoją teorię na ten temat – może ultragołębie podejście EBC ma zapobiec nerwowemu zachowaniu rynków finansowych i w ten sposób stworzyć sprzyjające warunki do podwyżki stóp w USA? Poprzednio przymiarki do podwyżki (we wrześniu) okazały się falstartem właśnie ze względu na strach na rynkach. To z kolei miałoby zapewnić utrzymanie niskiego kursu euro względem dolara, co sprzyjałoby powrotowi inflacji do celu EBC.