W rezultacie kolejną sesję z rzędu główne indeksy zakończyły pod kreską. Tym razem strata WIG20 sięgająca 0,04 proc. nie robi wrażenia, to jednak wystarczyło, by ustanowić nowy sześcioletni dołek na wykresie. Bierna postawa inwestorów niestety dobitnie świadczy o słabości naszego rynku, którego nie ma właściwie kto bronić. Dlatego nie powinno już specjalnie dziwić, że krajowi gracze pozostali całkowicie obojętni na pozytywne impulsy z pozostałych parkietów, na których w środę zdecydowanie więcej do powiedzenia mieli kupujący. Na największych giełdach Starego Kontynentu miało miejsce solidne odbicie po fatalnej wtorkowej sesji z konfliktem rosyjsko-tureckim w tle. W środę rynki zreflektowały się, że obawy związane z eskalacją kolejnego konfliktu były nieco na wyrost.
Na GPW nieco lepiej wypadły sektory, które w ostatnich dniach były pod presją, czyli banki i energetyka. Inwestorzy najwyraźniej przetrawili część negatywnych informacji z ostatnich dni. To sprawiło, że na walorach banków miało miejsce odreagowanie, choć trzeba zaznaczyć, że nie wszystkie te spółki wróciły do łask. Najlepiej wypadły największe, jak Pekao, PKO BP i mBank. Z grona drożejących firm wyłamał się Tauron, który był najsłabszą spółką z całego WIG20. Z kolei wśród najmocniej rozchwytywanych znalazły się akcje Orange.
Lepsze nastroje udzieliły się posiadaczom akcji mniejszych firm. Indeksy grupujące średnie i małe spółki mWIG40 i sWIG80 zyskały odpowiednio 0,27 proc. i 0,57 proc.
Słabsze nastroje wokół naszego rynku nie pozostały bez wpływu na polską walutę. Był to kolejny dzień, w którym złoty musiał uznać wyższość euro i dolara. Wśród pozytywów można dodać jedynie to, że w drugiej części dnia część strat udało się odrobić. Nie zmienia to jednak faktu, że amerykańska waluta była notowana najwyżej od ponad 11 lat. Na koniec notowań za dolara płacono 4,02 zł, a euro wyceniane było po 4,26 zł.