To niepokojący sygnał, bo gdy pojawiał się ostatnio po raz pierwszy pod dłuższym okresie – 23 lutego 2001 r. oraz 2 lipca 2008 r. – to okazywał się zapowiedzią silnej bessy (indeks spadał później o odpowiednio 38 proc. w ciągu 20 miesięcy i 46 proc. w ciągu ośmiu miesięcy). W każdym z tych przypadków był też symptomem pęknięcia bańki (w sektorze informatyczno-telekomunikacyjnym i na rynku kredytów hipotecznych) i wchodzenia gospodarki USA w recesję. Nie jest to jednak reguła. W okresie minionego pokolenia tego typu sygnały pojawiały się jeszcze przy trzech okazjach. Te z 23 września 1977 r. i 22 lutego 1982 r. poprzedzały dalsze spadki o 8,2-8,6 proc. w ciągu pół roku, a sygnał z 4 grudnia 1987 r. wypadł dokładnie w dołku S&P 500. W 1982 r. gospodarka USA weszła w recesję, ale nic takiego nie nastąpiło w latach 1977 i 1987.

Na sześć ostatnich recesji w USA pięć spowodowanych było „szokiem naftowym", a jedna (1982 r.) wzrostem stóp Fed. Z niczym takim nie mamy obecnie do czynienia, więc scenariusz recesyjny w USA, który wiązałby się z silną bessą, należy uznać za mało prawdopodobny. Tym bardziej że dane z rynku pracy i wskaźniki zaufania konsumentów sugerują utrzymanie przyzwoitego tempa wzrostu gospodarczego w USA. W recesję wszedł amerykański przemysł, co jest skutkiem wcześniejszego gwałtownego umocnienia dolara i załamania w przemyśle naftowym (wydobycie ropy z łupków jest nieopłacalne przy obecnych cenach), ale nie wydaje się, by dominujący w USA sektor usług zaraził się tą słabością.

Obecnie właściwszą analogią od tych z 2001 r. czy 2008 r. są te z „bezrecesyjnych" lat 1977 czy 1987. Fakt, że w ubiegłym tygodniu udział „byków" wśród indywidualnych inwestorów w USA (AAII) spadł poniżej 18 proc., co ostatnio zdarzało w kwietniu 2005 r. na kilka dni przed dołkiem indeksu, a wcześniej kilkakrotnie w latach 1988–1992, „kontrariańsko" potwierdza oczekiwania ograniczonej skali słabości na Wall Street. W kategoriach „teorii Eliotta" spadki od maja traktowałbym jako czwórkę impulsu wzrostowego rozpoczętego w marcu 2009 r. („pędząca" dwójka rozegrała się pomiędzy kwietniem 2010 r. a październikiem 2011 r.), dla której orientacyjnym celem jest „zasięg fali czwartej niższego rzędu". Tę ostatnio wyraźnie widać na wykresie DAX i jest nią korekta z okresu lipiec–październik 2014 r. (dołek na 8583 pkt). Nieco powyżej 9000 pkt znajduje się poprowadzone przez minima z marca 2009 r. i września 2011 r. dolne ograniczenie kanału trendu wzrostowego, w obrębie którego DAX jest od siedmiu lat i które powinno zadziałać jako wsparcie.