Mario Draghi z EBC posunął się do kolejnej obietnicy możliwego łagodzenia w marcu, a Bank Japonii już teraz zdecydował się na niespodziewaną obniżkę stopy depozytowej do ujemnego poziomu. Oczekiwania inflacyjne na całym świecie od dłuższego czasu nie podążają tam, gdzie chcieliby bankierzy centralni. Mimo tego, nie zrażają się oni i kontynuują obraną wcześniej strategię. Tym samym Japonia i Europa utrzymują obraną ścieżkę łagodzenia, a kraje anglosaskie, co prawda z coraz mniejszym przeświadczeniem, ale jednak podtrzymują chęć podwyższenia stóp. Rynek zaczyna jednak dość zauważalnie zmieniać swoje oczekiwania. Chodzi głównie o spodziewaną działalność najważniejszego banku centralnego, jakim jest Rezerwa Federalna. Nie ulega bowiem wątpliwości, że FOMC po prostu spóźnił się z rozpoczęciem zacieśniania polityki i rozpoczął go w bardzo późnym momencie cyklu koniunkturalnego. Sugerują to konsekwentnie osłabiające się dane. Słabość sektora przemysłowego nie jest już żadnym zaskoczeniem, ale indeksy koniunktury w dotychczas silnym sektorze usługowym również zaczynają pokazywać gorsze odczyty. Najsilniejszym komponentem jak na razie pozostaje rynek pracy, ale i tutaj pojawiają się pierwsze oznaki możliwych kłopotów. Np. wielkość cotygodniowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych przez ostatnie dwa tygodnie z rzędu była wyższa niż rok temu. To pierwsza tego typu sytuacja od trzech lat. Janet Yellen nie może pozostać obojętna na te sygnały i kolejne podwyżki stóp stoją pod coraz większym znakiem zapytania. Rynek praktycznie nie oczekuje już żadnej podwyżki w tym roku, podczas gdy niedawno scenariusz bazowy wskazywał na cztery dostosowania. To duża zmiana, która znajduje odzwierciedlenie na rynku walutowym, surowcowym i akcji. Dolar na dniach istotnie się osłabił, co wsparło ceny surowców i pozytywnie wpłynęło na rynki rozwijające się. To szansa dla GPW, która wciąż zaliczana jest do koszyka rynków wschodzących. Inaczej wygląda sytuacja na parkietach Europy czy USA. Szczególnie Stary Kontynent pozostaje wręcz zagadkowo słaby. Tylko częściowym wytłumaczeniem tego zachowania jest silniejsze euro, co obniża konku-rencyjność strefy euro. Wydaje się, że ta słabość ma drugie dno, szczególnie że w niemałym stopniu koncentruje się na spółkach finansowych. Czyżby inwestorzy nerwowo czekali na potencjalnego „trupa" wypadającego z szafy?