Mimo że pierwsza reakcja rynków była dość gwałtowna (europejskie parkiety traciły około

10 proc. podczas piątkowego otwarcia), obecną sytuację należy określić jako zaskakująco dobrą. Światowe indeksy odrobiły już około 75 proc. spadków z pierwszych dwóch sesji, a wiele z parkietów zlokalizowanych poza Europą znajduje się na poziomach wyższych niż przed ogłoszeniem wyników referendum. Przebieg sesji w ostatnim tygodniu wyraźnie sugeruje, że sprawa Brexitu jest traktowana bardziej jako problem lokalny niż globalny – waluty krajów EM zyskały w ubiegłym tygodniu ponad 2 proc. Wśród trwałych zmian należy wymienić przede wszystkim skokowe osłabienie funta i niemal równie silną aprecjację jena.

Gdyby obecny sentyment miał się utrzymać w kolejnych miesiącach, negatywny wpływ referendum na sferę realną gospodarki byłby bardzo ograniczony, wyraźnie mniejszy niż obecne szacunki oscylujące wokół -0,5 pkt proc. osłabienia wzrostu PKB w krajach UE. Bez wyraźnego wzrostu awersji do ryzyka nie zmaterializują się skutki w postaci osłabienia inwestycji czy globalnego handlu, pozostaną jedynie bezpośrednie efekty osłabienia funta i tempa wzrostu gospodarczego w Zjednoczonym Królestwie, a tym samym potencjału importowego Wielkiej Brytanii.

Wiele wskazuje jednak na to, że dobre nastroje globalnych inwestorów wynikają z niewiary w ostateczny Brexit, bazującej na chaosie w działaniach liderów kampanii za opuszczeniem UE po referendum. Wycofanie się Borisa Johnsona z ubiegania się o fotel premiera czy rezygnacja Nigela Farage'a z przewodnictwa UKiP tworzą wrażenie braku powagi całej sytuacji, ale nie zmieniają faktu, że referendum się odbyło i bardzo mało prawdopodobne jest, by w dającej się przewidzieć przyszłości miało zostać powtórzone. Wprawdzie jego wynik nie jest wiążący, ale oboje faworytów do zastąpienia Davida Camerona – Theresa May i Michael Gove – zapowiedziało, że po objęciu teki podejmą działania zmierzające do realizacji decyzji, którą podjęli wyborcy.

Proces ten może zostać zahamowany przez wiele czynników, m.in. ewentualną konieczność rozpisania przedterminowych wyborów czy aktywne blokowanie go przez parlamenty Szkocji i Irlandii Północnej.