To, z czym mamy teraz do czynienia, można porównać z globalną wyprzedażą wszystkiego, co się miało w portfelu inwestycyjnym, i powrotem do gotówki. W oszałamiającym tempie tracą akcje i indeksy giełdowe, ale szybko spadały również ceny obligacji – czy to USA, czy Niemiec. Widzimy zatem, że klasyczna zależność – spadające akcje to rosnące obligacje – tu nie funkcjonuje. Skoro inwestorzy szybko wyprzedają jedną i drugą klasę aktywów, oznacza to, że mogą oni wracać do gotówki. Można by powiedzieć, że w czasie paniki powinno mocno zyskiwać np. złoto, ale tak też nie jest – odbicie cen jest relatywnie niewielkie. Czyli zostaje hipoteza o powrocie do gotówki, która np. w USA staje się coraz wyżej oprocentowana ze względu na oczekiwania co do działań Fedu.

Ta hipoteza nie jest bezpodstawna, ponieważ możemy przechodzić do początku gotówkowej fazy cyklu koniunkturalnego. Za nami z pewnością jest już inflacyjna faza ożywienia, gdzie w wielu przypadkach szczyt dynamiki wzrostu PKB przypadł na 2017 rok, kolejne lata mają mieć niższa dynamikę. Natomiast 2019/2020 rok to możliwy szczyt inflacji – czyli inflacyjna faza spowolnienia, gdzie króluje modelowo gotówka oraz obligacje o zmiennym oprocentowaniu.

Wydaje się zatem, że czas przygotować się na gotówkową fazę cyklu koniunkturalnego. ¶