Otóż do godziny 14.30 właściwie nic się na rynku nie działo. Indeks dużych spółek otworzył się przy 2439 pkt i przy tym pułapie wahał się przez kolejne 5,5 godz. Niskiej zmienności towarzyszyły relatywnie niskie obroty. Można by powiedzieć, że była to cisza przed burzą. O 14.30 poznaliśmy bowiem dane o inflacji konsumenckiej w USA. Okazało się, że w styczniu, zarówno w ujęciu miesięcznym, jak i rocznym, ceny wzrosły bardziej, niż oczekiwano. Woda na młyn zwolenników szybkiego zacieśniania monetarnego pasa. A skoro perspektywa wyższych stóp się przybliża, to spadkowa reakcja rynków była uzasadniona. WIG20 w ciągu kilku minut zanurkował o 30 pkt i znalazł się na dziennym minimum 2413 pkt. I kiedy wydawało się, że niedźwiedzie mają otwartą drogę do pogłębienia dołka z ubiegłego tygodnia, do gry weszli Amerykanie. Otwarcie sesji na Wall Street mieniło się wprawdzie czerwienią, ale od pierwszych minut handlu byki wzięły się do roboty i po godzinie notowań S&P 500 był 0,25 proc. na plusie. Nie da się ukryć, że od ubiegłego tygodnia to właśnie amerykańskie indeksy nadają kierunek zmian – i potwierdziło się to także w środę. WIG20 w końcowej fazie sesji nie tylko odrobił straty spowodowane odczytem inflacji, ale wyznaczył dzienne maksimum 2449 pkt i na nim zakończył notowania (+0,75 proc.). Na wykresie świecowym w układzie dziennym powstała świeca typu pin bar – mały korpus i długi dolny cień. Jest ona osadzona na ważnym wsparciu – 200-sesyjnej średniej kroczącej, co ma pozytywny wydźwięk. Celem byków pozostaje domknięcie luki sprzed tygodnia, a wsparciem jest wspomniana średnia.

Warto wspomnieć, że najmocniejszą spółką dnia był Wielton, którego kurs akcji rósł po południu nawet o 7,8 proc. ¶