Piotr Neidek, DM mBank
Negatywnym bohaterem wczorajszej sesji okazał się mWIG40, który stracił na zamknięcie dnia -1.2%. Bilans ten był znacząco większy niż wynosiła skala spadków na szerokim, warszawskim rynku jak i na europejskich parkietach.Benchmark niemieckich średnich spółek odnotował deprecjację na poziomie -0.3% a osiągnięte w ciągu dnia minima znalazły się powyżej średnioterminowych wsparć, czego już nie można powiedzieć omWIG40. Indeks ten w ubiegłym tygodniu wyłamał się dołem z długoterminowej konsolidacji, wskutek czego pojawił się sygnał SELL zachęcający do podróży w stronę 4450. Takowa predykcja wynika z szerokości formacji, jaka zdołała się wykształcić na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy i jeśli obserwowane od kilku dni spadki są jedynie elementem układu FAKE, to do czwartkubenchmark ten musiałby wydostać się nad pułap 4770 – do tej wysokości outlook na drugą linię GPW jak na razie jest spadkowy. Nie inaczej jest z WIG20, jednakże wczorajsza sesja, która wprawdzie ukazała słabość popytu, nie przyniosła kluczowego dla niedźwiedzi rozstrzygnięcia. Wprawdzie indeks zamknął się tuż nad dziennym minimum a na wykresie ukazał się czarny korpus, to jednak połączenie piątkowej i poniedziałkowej świeczki sprawia, iż lokalnie należałoby spodziewać się wyprowadzenia wzrostowej kontry. Poniedziałkowa poprawa nastrojów na Wall Street, wzrosty kluczowych jankeskich indeksów, odbicie MSCI EM a także ponowne umocnienie się PLN sprawia, iż lokalnie byki znad Wisły są w dogodnej sytuacji do wyprowadzenia kontry i powalczenia o poziomy przebiegające 100 punktów wyżej. Aby jednak Big Picture z powrotem stał się pro-wzrostowy, WIG20 musiałby wrócić nad ujemnie nachyloną dwusetkę czyli wykonać podbicie o około 200 oczek. Patrząc jednak na zniesienia Fibonacciego oraz na rozkład ekstremów, dotarcie tak wysoko wydaje się obecnie zadaniem trudnym do wykonania tym bardziej, że na wysokości 2391 przebiega silna strefa oporu.
Marek Jurzec, DM BDM
Wczoraj wydawało się, że wszystko sprzyja bykom w próbie wyprowadzenia jakiegoś odbicia. Indeksy na rynkach bazowych zyskiwały, a w piątek udało się obronić dolne ograniczenie przywoływanego ostatnio przeze mnie kanału spadkowego. Jednak w Warszawie kupującym starczyło paliwa tylko na pierwsze godziny handlu. Później WIG20 osunął się i cały dzień notowany był pod kreską. A popołudniowa słabość na giełdach zagranicznych zepchnęła i nasz parkiet na nowe minima. Póki co indeks grupujący największe podmioty na GPW nie pogłębił piątkowego dołka, a obroty nie były imponujące. Więc poniedziałkową słabość można traktować jako wypadek przy pracy. Tym bardziej, że zbiegła się ona w czasie z osunięciem indeksów w USA. Tamtejsze rynki otworzyły się wysoko i w początkowej fazie sesji miały wyraźne problemy z kontynuacją wzrostu. Jednak po zamknięciu notowań w Europie do głosu doszedł popyt i poniedziałek zakończył się za oceanem imponującymi wzrostami. Dziś o poranku wyraźnie zyskują także kontrakty na tamtejsze indeksy. Tak wyraźna poprawa nastrojów na świecie powinna znaleźć odzwierciedlenie również na GPW. Dlatego początek notowań powinien być u nas wzrostowy. Ze strony danych makro nie będziemy mieli dziś zbyt wiele impulsów do ruchów na indeksach. Przed południem poznamy dane na temat podaży pieniądza i koniunktury gospodarczej w strefie euro. Z kolei po południu będzie miała miejsce publikacja indeksu zaufania konsumentów w USA
Piotr Kuczyński, DI Xelion
W poniedziałek giełdy europejskie rozpoczęły sesję od bardzo umiarkowanych wzrostów indeksów. Pomagały pogłoski sugerujące zmniejszenie napięcia na linii USA – Chiny i rosnące szybko kontrakty na amerykańskie indeksy. Po wielogodzinnym marazmie, po pobudce w USA, kiedy kontrakty na amerykańskie indeksy zyskiwały już półtora procent, indeksy europejskie ruszyły w dalszą drogę na północ. Przed rozpoczęciem sesji na Wall Street na rynku znowu jednak zagościło zwątpienie. Początek sesji w USA dwuprocentowymi zwyżkami indeksów nie wywarł większego wpływu na Europejczyków. Za to osuwanie się indeksów po tym, doskonałym, początku tak wystraszyło graczy, że sesja zakończyła się ponad półprocentowymi zniżkami. W USA rozpoczęliśmy tydzień od całkowicie pustego kalendarium. Tym bardziej uwaga graczy skupiona była na geopolityce. Oczywiste było to, że informacje o bliskim porozumieniu Chin z USA doprowadzą do wystrzału indeksów. Podczas weekendu Steven Mnuchin, sekretarz skarbu USA, powiedział, że ma „ostrożną nadzieję" na osiągnięcie takiego porozumienia. W poniedziałek rano Wall Street Journal napisał, że rozpoczęły się negocjacje mające na celu ułatwienia dla importu przez Chiny produktów amerykańskich. To powinno było pomóc bykom. Wall Street zachowała się tak jak można było oczekiwać, że się zachowa. Gracze amerykańscy (w odróżnieniu od europejskich) za dobrą monetę wzięli zapewnienia o toczących się rozmowach między Chinami i USA. Indeksy na początku sesji zyskały dwa procent i prawie natychmiast zaczęły się osuwać. Po 90 minutach znowu ruszyły na północ i zakończyły dzień potężnymi zwyżkami (S&P 500 zyskał 2,72%, a NASDAQ aż 3,26%). Na razie temat wojny handlowej został zepchnięty na plan dalszy. GPW w poniedziałek rozpoczęła sesję podobnie jak rozpoczęły ją innego giełdy europejskie, czyli od wzrostu indeksów. Jednak przed południem wystarczyło delikatne osłabienie na indeksach tych innych giełd, żeby nasze indeksy natychmiast zabarwiły się na czerwono. Najmocniej ważył na indeksie WIG20 spadek ceny akcji KGHM. Rynek wszedł prawie natychmiast w fazę marazmu i pozostawało jedynie czekać, że się z niej wyłamie, podobnie jak inne indeksy europejskie, przed rozpoczęciem sesji w USA. Zapowiadała się ono bowiem na bardzo „bycze" – kontrakty na amerykańskie indeksy szybko rosły. Nie dziwiło więc to, że na godzinę przed rozpoczęciem sesji na Wall Street WIG20 ruszył na północ. Daleko nie dotarł – jedynie do poziomu neutralnego. Końcówka sesji była jednak bardzo słaba, bo w Europie wtedy indeksy już spadały. Przez to odbicie się nie udało. WIG20 stracił 0,73% i oczywiście nadal obowiązuje tutaj sygnał sprzedaży. Dzisiaj rynki europejskie nie będą miały wyjścia. Potężne wzrosty indeksów na Wall Street i rosnące nadzieje na porozumienie na linii Chiny – USA muszą doprowadzić do solidnych zwyżek indeksów. Warszawa pójdzie za innymi rynkami. Musiałoby się stać coś nadzwyczajnego, żeby tak się nie stało.