Piotr Kuczyński, główny analityk DI Xelion
Wall Street w czwartek nie miała wielu czynników, które mogłyby ją popchnąć w jakimś kierunku. Przecena chińskich akcji niespecjalnie trapiła amerykańskich graczy, a spokojna Europa (przed rozpoczęciem sesji w USA) mogła nawet delikatnie pomagać bykom. Okazało się jednak, że zmienność nadal króluje na rynkach, a ich zachowanie nie było łatwe do zrozumienia (mimo, że zgodnie ze starym żartem wytłumaczyć to było można).
Jak zwykle w czwartek, w USA opublikowany został raport z rynku pracy. Dowiedzieliśmy się, że w ostatnim tygodniu złożono 210 tys. nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych (oczekiwano 212 tys.). Średnia 4. tygodniowa dla tych danych wzrosła. Indeks Fed z Filadelfii w październiku wyniósł 22,2 pkt. (oczekiwano spadku z 22,9 na 20 pkt.). Indeks wskaźników wyprzedzających (LEI) we wrześniu wzrósł o tak jak oczekiwano o 0,5%.
Wall Street rozpoczęła sesję od niedużych spadków indeksów. Przez 90 minut indeks S&P 500 trzymał się tuż pod poziomem neutralnym. Szkodziły wyniki kwartalne kilku mniej znanych spółek przemysłowych. Spadek indeksu Shanghai Composite o 30% poniżej styczniowego szczytu też jednak nieco martwił.
Bezpośrednim powodem (raczej pretekstem) do przeceny mogło być to, że Steven Mnuchin, sekretarz skarbu USA, wycofał się z konferencji w Arabii Saudyjskiej (powodem było oczywiście podejrzenie o zamordowanie dziennikarza w konsulacie Arabii Saudyjskiej w Turcji). Zaczęto podejrzewać, że producenci broni (Lockheed Martin, Raytheon) mogą stracić kontrakty (niezwykle w to wątpię).
Indeksy ruszyły szybko na południe. Na dwie godziny przed końcem sesji NASDAQ tracił już ponad dwa i pół procent, a S&P 500 ponad półtora procent. Oczywiście wtedy włączył się mocniejszy popyt (kupujemy „tanie" akcje). Był stanowczo zbyt słaby, żeby wyraźnie zmniejszyć rozmiary strat – S&P 500 stracił 1,44%, a NASDAQ 2,06%. Indeksy znowu po tej sesji flirtują ze średnią 200. sesyjną.