Fala wyprzedaży przelała się przez światowe giełdy. Nawet dla amerykańskiego S&P 500, który przez większość tego roku nie przejmował się słabością wielu innych globalnych rynków, ostatni miesiąc okazał się jednym z najgorszych w trakcie obecnej hossy.
Odczyty rozmaitych wskaźników wyprzedzających w USA, Europie i Azji dowodzą, że u źródła przeceny leży dyskontowanie pewnej zadyszki w gospodarkach, choć na tym etapie nie ma jeszcze jasności, czy skończy się na „zwykłej", cyklicznej zadyszce, czy też dojdzie do głębszego spowolnienia. Chociaż w wielu komentarzach tradycyjnie w takich sytuacjach pojawia się wizja rychłej recesji, to nasze sprawdzone historycznie modele nie sygnalizują jeszcze takiego ryzyka, przynajmniej jeśli chodzi o największą, amerykańską gospodarkę.
Na krótką metę poważnym wsparciem dla Wall Street może się okazać powracająca w listopadzie fala buybacków. Co więcej, według szacunków brokerów to powinna być największa fala w tym roku. Przypomnijmy, że w październiku buybacków było jak na lekarstwo ze względu na okresy zamknięte przed publikacją wyników kwartalnych. To pokazuje swoją drogą, że nawet amerykański rynek bez tego wspomagania radzi sobie słabo. Być może ze względu na działania głównych banków centralnych. Fed „normalizuje" swój bilans, a w grudniu ma się skończyć QE w strefie euro. Przykręcanie kurka z pieniędzmi przez banki centralne to jeden z głównych czynników ryzyka. ¶