Poszukując podobnych historycznych sytuacji, można się natknąć m.in. na dwa ciekawe przypadki. Jeden z roku 2007, drugi – z 2011. Okazuje się, że dotychczasowe zachowanie S&P 500 – licząc od szczytu poprzedzającego załamanie – na razie bardzo dobrze pasuje do obu tych historycznych przypadków. Co działo się potem? W obu sytuacjach w którymś momencie indeks powrócił jeszcze do dołka, a nawet lekko go pogłębił – gdyby ta analogia miała się utrzymać, to obecne odreagowanie należy traktować jako przejściowe. Dobra wiadomość jest taka, że potem nadeszła kolejna, jeszcze mocniejsza fala zwyżkowa. Podobieństwo między omawianymi historycznymi przypadkami kończy się mniej więcej po siedmiu–ośmiu miesiącach od punktu wyjścia (czyli szczytu) – wtedy ścieżki rozchodzą się w przeciwnych kierunkach (2011 – w górę, 2007 – w dół).
Jeśli trzymać się tych analogii, to na kolejne pół roku można się na Wall Street spodziewać:
(a) ciągle wysokiej zmienności i nerwowości,
(b) stopniowej wspinaczki i odrabiania strat. A później? Zobaczymy, czy w tak zwanym międzyczasie pojawią się ewentualne sprawdzone sygnały recesyjne – na razie ich brak, choć nie ma wątpliwości co do oznak zadyszki w gospodarkach (zwykła zadyszka to powtórka z roku 2011, recesja – z 2007). ¶
Tomasz Hońdo starszy analityk, Quercus TFI