Według części obserwatorów jest to oznaka, że rynek długu dyskontuje pogłębiające się spowolnienie gospodarcze, które z kolei jest ponoć ignorowane przez rynki akcji. Wskazują na silną dywergencję między zachowaniem obu rynków. Któryś z nich musi być w błędzie – przekonują. Albo w swym optymizmie myli się rynek akcji, albo w pesymizmie rynek obligacji. Z historycznego punktu widzenia rozstrzygnięcie tego sporu jest niezwykle trudne, bo w poprzednich tego typu dywergencjach rynek obligacji miał rację u progu bessy (2007), ale w pozostałych przypadkach (2012, 2016) okazywało się, że to akcje miały rację (dołek rentowności obligacji był niejako mocno spóźniony).
Ale na sprawę można też spojrzeć w zupełnie inny sposób. Dużo niższe niż jeszcze kilkanaście temu rentowności obligacji oznaczają, że stały się one mniej dochodowe. Rentowności papierów np. dwuletnich są znów na większości rynków niższe – czasem dramatycznie – od prognozowanych stóp dywidendy w przypadku indeksów giełdowych. Dotyczy to również polskich akcji. Stopa dywidendy dla WIG to 3,2 proc., podczas gdy obligacje dwuletnie dają 1,5 proc. zysku, a dziesięcioletnie 2,4 proc. Największą różnicę widać w strefie euro, gdzie rentowności zostały pogrążone przez QE. Innymi słowy, konkurencja ze strony obligacji zmniejszyła się na skutek spadku ich dochodowości w ostatnich kilkunastu miesiącach. ¶
Tomasz Hońdo starszy analityk, TFIQuercus