Zapewne miałby być odpowiedzią na rosnącą inflację w IV kwartale tego i I kwartale przyszłego roku. Takie działanie jest jak najbardziej adekwatne, szczególnie wtedy, gdy wzrost cen wynika z osłabienia waluty. Tylko że większość ewentualnego przyspieszenia inflacyjnego będzie wynikać z efektu bazy, a w szczególności szybkiego spadku cen ropy pod koniec 2018 r. oraz tzw. ustawy o cenach prądu, która sprowadziła odczyty inflacyjne na początku roku do bardzo niskich poziomów.

Dzisiaj ceny ropy są wyżej niż na koniec 2018, ale niżej niż na starcie, w szczycie, czy nawet wobec średniej całego roku. Podobnie jest z cenami gazu, a z niewielkimi wyjątkami dotyczy to także produktów rolniczych. W zasadzie z wyjątkiem metali ceny większości towarów na świecie nie różnią się zbytnio od 5-letniej średniej. W całym tym okresie mieliśmy wyższe i niższe ceny, a w Polsce od marca 2015 stopy ciągle są na tym samym poziomie. Dlaczego RPP miałaby zareagować teraz? Oprócz części stricte towarowej albo quasi-towarowej w koszyku inflacyjnym znajdują się też usługi. Tu presja na wzrost cen występuje, tylko że ceny są o wiele bardziej zależne od zmian zamożności społeczeństwa, a nie od oficjalnych stóp. Od Nowej Zelandii po USA wszyscy zabrali się lub się zabierają do obniżania stóp, ewentualnie do instrumentów niestandardowych. W takim otoczeniu pójście pod prąd, czyli podwyżka, mogłoby się okazać zbyt kosztowne dla naszej gospodarki. ¶

Jarosław Karpiński zarządzający TFI PZU