Problem przybrał skalę międzynarodową i trwa szacowanie potencjalnych skutków dla wyników finansowych spółek. O ile w pierwszych tygodniach roku uwaga rynkowa była skupiona na zagadnieniu nadszarpniętych łańcuchów dostaw i produkcji z rynków azjatyckich, o tyle obecnie główne zagadnienie zaczyna dotyczyć trwałości popytu konsumenckiego. Wydarzenia z ubiegłego weekendu mogą się okazać „game-changer" dla rynków finansowych. Wsparty płynnością z banków centralnych okres wzrostu indeksów od października ubiegłego roku, który można określić mianem melt-up, został prawdopodobnie zakończony. W kolejnych tygodniach w dalszym ciągu inwestorzy mogą zwiększać alokację w tzw. bezpieczne aktywa. W szczególności było to widoczne w notowaniach obligacji i złota.

Przechodząc na lokalne podwórko, należy pamiętać, że obecnie realne stopy procentowe są w Polsce głęboko ujemne. Indeksy z GPW w ostatnich latach nie należały do liderów światowej hossy i wiele czynników ryzyka jest już uwzględnionych w wycenach. Warto zwrócić uwagę na to, że np. niektóre banki są obecnie wyceniane na poziomie (lub nieznacznie wyżej) wskaźnika P/BV z kryzysu lat 2008–2009 (z okresu I–III 2009) czy na poziomie załamania indeksów krajów EM z lat 2015–2016. Oprócz tego atrakcyjnie zaczyna wyglądać poziom dywidend.