Wtorkowa sesja w końcu przyniosła solidne odbicie w Warszawie. Skala zwyżek była imponująca, a nasz rynek pod tym względem zawstydził inne europejskie parkiety. Od początku dnia byki ruszyły do ataku. Otwarcie ze zwyżką rzędu 3 proc. w obecnych warunkach co prawda nie robi już wrażenia, ale jednocześnie było sygnałem, że popyt ma szansę zdominować notowania. I tak faktycznie było. Byki miały tylko chwilowy kryzys, który jednak udało się przezwyciężyć. W miarę upływającego czasu zwyżki na warszawskim parkiecie przybierały na sile. W pewnym momencie WIG20 zyskiwał już około 8 proc. Gdyby nie doświadczenia z ubiegłego tygodnia, to pewnie można byłoby mieć powody do optymizmu. W piątek WIG20 rósł w ciągu dnia nawet 10 proc., a skończył dzień „zaledwie" 4,6 proc. nad kreską. Tym razem jednak nie było powtórki z rozrywki. Owszem, wzrosty w drugiej części dnia nieco osłabły, ale i tak sesję można zaliczyć do udanych. Przyczynili się do tego także Amerykanie, którzy po chwilowym niezdecydowaniu na starcie notowań na Wall Street przystąpili do zakupów. WIG20 ostatecznie zyskał 6,5 proc. i zakończył dzień na poziomie 1429 pkt. Liderem zwyżek w tym gronie okazała się JSW, której akcje podrożały o 21,6 proc. Aż dziewięć firm zaliczyło dwucyfrowy wzrost. Dramat dalej przeżywają natomiast akcjonariusze CCC. Papiery firmy zostały przecenione o ponad 8 proc. Odbicie dotarło także do średnich i małych firm. mWIG40 zyskał 4,3 proc., a sWIG80 4 proc.