W pewnym momencie panika rynkowa wkroczyła już w etap, w którym „cash is king" – w poszukiwaniu płynności zaczęto wysypywać z portfeli dosłownie wszystko, nawet złoto i obligacje skarbowe.
Na tym etapie nie ma już żadnych wątpliwości, że recesja, przed którą – ponownie trafnie – ostrzegała odwrócona krzywa rentowności obligacji, staje się faktem na naszych oczach. W najbliższym czasie należy oczekiwać wysypu fatalnych danych z gospodarek.
Jeśli chodzi o same rynki akcji, to pocieszające jest przynajmniej to, że wiele spośród wskaźników nastrojów, które jeszcze kilka tygodni temu pokazywały silny optymizm/wykupienie, teraz pokazuje sytuację odwróconą o 180 stopni, czyli silne wyprzedanie.
Jednak doświadczenie uczy, że to samo w sobie może nie być jeszcze wystarczające do zatrzymania tak silnego trendu spadkowego. Teraz musimy czekać na zbudowanie się pozytywnych dywergencji w przypadku wskaźników technicznych oraz przejście z trybu „spadającego noża" do fazy konsolidacji.
Z punktu widzenia długoterminowego inwestora obserwujemy gwałtowną poprawę oczekiwanych wieloletnich stóp zwrotu na skutek załamania wskaźników wyceny. Nasz model dla S&P 500, który u szczytów hossy pokazywał prognozę na poziomie bliskim zera (!), teraz przewiduje prawie 8-proc. stopę zwrotu w skali roku w horyzoncie 10-letnim. To już bardzo przyzwoita (choć nie spektakularna) perspektywa.