Piotr Neidek, analityk techniczny DM mBanku
Dzisiaj na Wall Street rozpocznie się trzecia próba wybicia, przez tygodniową cenę close, długoterminowej średniej kroczącej MA200_w, której przełamanie w połowie marca wygenerowało długoterminowy sygnał sprzedaży. Wprawdzie od lokalnego denka indeks S&P500 momentami oddalał się o ponad 20%, to jednak aby można było mówić o rynku byka, benchmark ten powinien zamknąć tydzień powyżej dwusetki. Na chwilę obecną jankesi musieliby podnieść indeks szerokiego rynku o ponad +4.7%, co może wydawać się zadaniem arcytrudnym, jednakże przy uwzględnieniu panującej od ponad miesiąca zmienności, nie jest to zadanie niemożliwe. Pytanie tylko, czy niedźwiedzie na to pozwolą, ponieważ po środowej luce bessy i wczorajszym podbiciu, baribale wciąż mają przewagę na parkiecie.
Czwartkowa sesja na warszawskim parkiecie okazała się neutralna dla akcjonariuszy największych spółek, wśród których szczególnie wyróżniał się PKN Orlen. Wzrost notowań płockiego koncernu o ponad +8% odbyło się w towarzystwie najwyższych od ponad roku wolumenach, jednakże lokalny opór 62.8PLN sprawił problemy i kurs ponownie odpadł od niego. Negatywnym bohaterem sesji był PKO BP, który w wyniku kolejnej przeceny oddał giełdowy tron spółce CD Projekt i od wczoraj to właśnie twórca „Wiedźmina" jest najbardziej liczącą się spółką na GPW. WIG20 ostatecznie finiszował poniżej pułapu 1500 punktów a do godzinowej dwusetki wciąż ma sporo miejsca. Średnia MA200_h stanowi ważną granicę dla byków, której przekroczenie pozwoliłoby bardziej optymistycznie spojrzeć na indeks. Kluczowy sygnał SELL by MA200_h pojawił się pod koniec stycznia i jak na razie relacja indeksu do dwusetki jest negatywna, co ma prawo zachęcić ursusy do powrotu na parkiet.
Kamil Cisowski, analityk DI Xelion
Czwartkowe zachowanie giełd w Europie i na świecie przebiegało pod dyktando odbicia na rynku ropy, nawet pomimo złych danych o nowych potwierdzonych przypadkach koronawirusa i znacznie gorszych od oczekiwań informacji z amerykańskiego rynku pracy. Słowa Donalda Trumpa o tym, że Rosja i Arabia Saudyjska mogłyby obniżyć wydobycie nawet o 10-15 mln baryłek dziennie przejściowo wywołały wzrost cen WTI nawet do 27 USD za baryłkę, ale obecnie jej cena jest już o 3 USD niższa, co będzie jednym z obciążeń dla dzisiejszego zachowania rynku. Wiarygodność amerykańskiego jest niska, podana przez niego liczba wydaje się natomiast bardzo wysoka, oznaczałaby, że oba naftowe mocarstwa miałyby obniżyć swoją podaż o 43%-65%. Trudno uwierzyć, szczególnie, że głównym beneficjentem takiej sytuacji byłyby USA, których produkcja w ostatnich latach stale rosła (Trump twierdzi, że sam nie deklarował jakichkolwiek cięć).
Giełdy europejskie w większości walczyły w ciągu dnia z poziomami neutralnymi, co i tak było powodem do zadowolenie w kontekście nocnych notowań kontraktów futures. Do poważnego załamania doszło po publikacji tygodniowego wzrostu wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA, których przybyło 6,65 mln, dwukrotnie więcej niż w ubiegłym, już rekordowym tygodniu. Przecena była gwałtowna, ale krótka, potrojenie wzrostów cen ropy po otwarciu w USA dało giełdom potrzebny impuls. DAX i CAC40 wzrosły o 0,3%, najsilniejsze FTSE MiB o 1,8%, a najsłabszy IBEX o 0,1%. WIG20 zyskał 0,6%, mWIG40 i sWIG80 zachowywały się neutralnie. Za odbicie głównego indeksu w olbrzymiej części odpowiada zachowanie rafinerii – notowania Orlenu rosły o 8,3%, a Lotosu o 6,3%.
S&P500 wzrosło o 2,3%, a NASDAQ o 1,7%. Skala przeceny amerykańskich indeksów w tym tygodniu jest niewielka, nawet uwzględniając dzisiejsze, silnie negatywne wskazania kontraktów futures. Ton ekonomistów i analityków rynkowych jest coraz bardziej pesymistyczny, a dane takie jak wczorajsze i zapewne dzisiejsze raczej go nie poprawią. Z perspektywy siły odbicia w gospodarce olbrzymią różnicę czyni to, w jakim stopniu w ciągu najbliższych 3 miesięcy wzrośnie stopa bezrobocia. Dlatego trudno uwierzyć w dzisiejsze pozytywne zamknięcie, szczególnie, że globalne dane o epidemii za dwa ostatnie dni są słabsze niż można byłoby oczekiwać. Spadki przyrostów nowych przypadków we Włoszech się zatrzymały, w Hiszpanii obserwujemy bardzo podobne liczby od ponad tygodnia. W środę można było mieć nadzieję, że do przełomu doszło w Niemczech, ale dane za 1-2 kwietnia pokazały wzrost do tak naprawdę najwyższych poziomów (ponad 6 tys. nowych przypadków dziennie). Wprawdzie wiadomo było, że w miarę wzrostu liczby osób testowanych zobaczymy przyspieszenie danych dla USA, ale pierwsza połowa tygodnia mogła dawać złudną nadzieję, że będzie on mniejsze. Dzisiejsze przekroczenie granicy miliona przypadków na świecie musiało nastąpić, ale istniała szansa, że stanie się to później.