Po chwili zastanowienia przychodzi jednak refleksja, że nawet jeśli tak jest, to realia są wymuszone przez okoliczności. Działania banków centralnych czyli bilanse rozrastające się do niewidzianych rozmiarów, zerowe stopy procentowe (realnie ujemne), tani pieniądz czy pakiety stymulacyjne serwowane przez rządy, powodują dużą nadpłynność w systemie. Beneficjentem takiej sytuacji są metale szlachetne i właśnie akcje, traktowane jako sposób na przechowanie wartości pieniądza. Obecne okoliczności zmuszają nawet przeciętnego Kowalskiego do poszukiwania alternatyw dla kompletnie nieatrakcyjnych lokat bankowych, będących gwarancją realnej utraty kapitału.

Na GPW ujście zostało znalezione w spółkach z NCIndex i sWIG80. Stopy zwrotu tych indeksów YTD wynoszą odpowiednio +146 proc. i +23 proc. Przy czym zauważyć należy, że inwestowanie w spółki z ww. indeksów to raczej domena inwestorów indywidualnych, często z pominięciem czynnika fundamentalnego, co powinno stanowić przestrogę. Przypomina to trochę bańkę internetową z 2000 roku. Obecnie również rosną głównie spółki klasyfikowane jako „growth". Ale wracając do tytułu, uwzględniając okoliczności postawiłbym na inflację cen akcji, traktując wzrost apetytu na ryzyko jako skutek. Inwestorzy wykorzystują każdą pozytywną informację, windując ceny. ¶