Niezależnie od tego, czy mówimy o rynku krajowym, indeksach europejskich czy amerykańskich, wszystkie zanotowały solidne, ponad 3-proc. spadki. Polska na tym tle wypadła nawet gorzej ze stratami bliższymi 5 proc.

Globalny odwrót od akcji widać było także po zachowaniu walut (umocnienie dolara) czy surowców. W przypadku obligacji reakcja była klasyczna w odniesieniu do krajowych czy niemieckich dziesięciolatek. Natomiast, co zaskakujące, ceny amerykańskich dziesięciolatek lekko spadły. Obserwując zachowanie krajowych spółek, można powiedzieć, że był obecny element paniki, przywołujący wspomnienia z marcowego krachu. Jasnym punktem dnia było natomiast zachowanie rynków azjatyckich, a w szczególności Chin. Przyczyna wydaje się dość oczywista. O ile w Europie i w USA rośnie liczba zachorowań, o tyle w Chinach ta kwestia wydaje się być pod kontrolą. To z kolei oznacza, że nie trzeba wprowadzać ograniczeń epidemicznych skutkujących mniejszym bądź większym zamknięciem gospodarki. W Europie Francja i Niemcy ogłosiły kolejne lockdowny, a rynki obawiają się ich skutków gospodarczych.

Tymczasem w USA jesteśmy w szczycie sezonu publikacji wyników. W czwartek czekaliśmy na dane gigantów technologicznych (Google, Amazon, Facebook). Wtorkowe dane Microsoftu okazały się lepsze od oczekiwań i jest to jedna z tych firm, które zyskują biznesowo na zwiększeniu znaczenia rozwiązań typu online. ¶