Z jednej strony mamy S&P 500, który przebywa w pobliżu szczytów hossy. Z drugiej mamy technologiczny Nasdaq, który po ubiegłorocznym rajdzie w tym roku jest ledwie na plusie i od ponad miesiąca przeżywa zadyszkę. Podobnie jest w przypadku indeksu rynków wschodzących, który właśnie przebił 12-miesięczną linię trendu wzrostowego i najwyraźniej szykuje się do testowania lokalnego dołka z początku marca. Warto tu też wspomnieć, że nasz rodzimy WIG20 niepewnie balansuje na linii wsparcia tuż poniżej 1900 pkt.
Wydaje się, że głównym sprawcą zamieszania jest umacniający się kroczek po kroczku od początku roku dolar (indeks dolarowy właśnie zbliża się do lokalnej górki z pierwszej połowy marca). Aprecjacja USD z pewnością nie jest tym, co np. rynki wschodzące lubią najbardziej. Sprzyjają jej czynniki takie jak relatywnie wysoka na tle innych rynków rozwiniętych rentowność obligacji czy też pokrywanie rekordowych krótkich pozycji spekulacyjnych.
Seria podwyżek stóp procentowych na kilku ważnych rynkach wschodzących w tym miesiącu (Turcja, Rosja, Brazylia) sugeruje, że być może zaczyna się nowy trend zaostrzania polityki monetarnej w krajach najbardziej wrażliwych na umacnianie się dolara.
Reasumując, trwająca od roku globalna hossa stała się bardziej kapryśna, a niektóre segmenty rynkowe zaczynają odczuwać presję związaną z „pełzającym" umacnianiem się USD.