I w chwili pisania tego artykułu wygląda na to, że i w tym roku kwiecień sprostał tym historycznym oczekiwaniom, wynosząc S&P 500 na rekordowe poziomy.

A jak wyglądają statystyki, jeśli chodzi o maj? Już nie tak okazale jak w kwietniu, ale ciągle powyżej średniej – od początku lat 90. maj w 71 proc. przypadków przynosił zwyżkę amerykańskiego indeksu (w kwietniu było to aż 77 proc.). Najbardziej spektakularny wzrost S&P 500 odnotowaliśmy jeszcze w 1990 r. (+9,2 proc.), natomiast do najbardziej negatywnych wyjątków od normy należał maj 2010 r. (-8,2 proc.) – co ciekawe, do tamtego epizodu nawiążemy szerzej już w jutrzejszym „Parkiecie".

A co jeśli chodzi o słynne powiedzenie „sell in May"? W myśl naszej analizy słabszy statystycznie okres rozpoczyna się dopiero wraz z nadejściem czerwca i trwa do września – wtedy historycznie szanse na zwyżkę S&P 500 były relatywnie niższe.

Abstrahując już od tematu sezonowości, jako pozytywne czynniki traktujemy cały czas ultraluźną politykę monetarną Fedu i EBC oraz trwające gwałtowne odrodzenie zysków, dywidend i buy backów. Wśród czynników ryzyka dostrzegamy z kolei wysokie poziomy wskaźników nastrojów, możliwe maksimum tempa wzrostu gospodarczego, perspektywę podwyżek podatków w USA oraz słabnący impuls kredytowy w Chinach.