Ta granica ma chyba więcej niż tylko symboliczne znaczenie, bo kiedy poprzednio rodzimy benchmark ją zaatakował (styczeń–luty 2018 r.), okazała się barierą nie do przejścia. Zaraz potem rozpoczęła się na GPW bessa, której ostatnim akcentem był dopiero koronakrach.
Teraz szanse na sięgnięcie po nowy rekord wydają się o tyle większe, że obiektywnie nie dostrzegamy jeszcze niebezpiecznej euforii porównywalnej z tą z przełomu lat 2017/2018. Nasz autorski zbiorczy barometr nastrojów na GPW w trakcie wspomnianego poprzedniego, nieudanego ataku na szczyt był w strefie silnego optymizmu, podczas gdy obecnie (ostatni tydzień) sygnalizuje dopiero lekki optymizm, a jeszcze niedawno był pod kreską.
Można się jednocześnie zastanawiać, jak to możliwe, że WIG zbliża się do rekordu, podczas gdy indeks rynków wschodzących przeżywa w ostatnich miesiącach zadyszkę, tkwiąc poniżej lutowej górki. Można to uzasadniać faktem, że wcześniej nasz rodzimy rynek miał rekordowe zaległości względem emerging markets, o czym wielokrotnie pisaliśmy, a ostatnio wreszcie je odrabia. Oczywiście można zakładać, że ponowne przebudzenie się rynków wschodzących byłoby impulsem wzmacniającym szanse na sięgnięcie po nowy rekord na GPW.
Reasumując, w maju WIG znacznie zmniejszył dystans do szczytu sprzed 14 lat – oby tym razem wreszcie udało się go pokonać.