Jedną z głównych sił napędowych pozostaje wzrost zysków spółek. Prognozowany przez ogół analityków zysk na akcję (EPS) w przypadku indeksu S&P 500 na bieżący rok właśnie przekroczył 200 pkt (dane IBES), podczas gdy na początku stycznia szacunek był w okolicy 177 pkt. Konsekwentnie podnoszone są też prognozy na przyszły rok (obecnie 221 pkt). Z drugiej strony coraz trudniej podchodzić entuzjastycznie do rynku akcji po niemal podwojeniu wartości S&P 500 w ciągu ponad 16 miesięcy od dna „koronakrachu" praktycznie bez większej korekty po drodze. O ile inwestorzy zdążyli się już zapewne przyzwyczaić do tematu wysokich wycen akcji na Wall Street (wskaźnik ceny do wartości księgowej zawędrował w lipcu do poziomu już tylko o 6 proc. niższego od rekordu z czasów bańki internetowej z przełomu wieków), to do czynników ryzyka dołączają kolejne kwestie. Takie jak kontynuowany w lipcu spadek ISM Manufacturing ze szczytu koniunktury. Intryguje jednocześnie sytuacja na rynkach wschodzących, które już od pięciu miesięcy pozostają coraz bardziej w tyle za Wall Street (a przecież miały najbardziej korzystać na wychodzeniu gospodarek z pandemii). Reasumując, globalna hossa co do zasady trwa, aczkolwiek jest mniej solidarna (słabe rynki wschodzące) i obciążona nowymi czynnikami ryzyka (spadek ISM). ¶