Media ten „flash crash" tłumaczyły piątkowymi dobrymi danymi z amerykańskiego rynku pracy, które przybliżają moment, w którym Fed rozpocznie tapering, czyli wygaszanie skupu aktywów. W tych tłumaczeniach jest faktycznie ziarno prawdy, bo dane zbiegły się w czasie z powrotem wzrostu rentowności amerykańskich obligacji, które postrzegać można jako konkurencję inwestycyjną dla złota.

Trzeba też jednak zwrócić uwagę, że na dłuższą metę cena złota skorelowana jest nie tyle z nominalną rentownością obligacji, co raczej realną, czyli skorygowaną o rynkowe długoterminowe oczekiwania inflacyjne. A te oczekiwania wcale nie chcą maleć i utrzymują się na poziomach najwyższych od lat. Nałożenie realnej rentowności obligacji dziesięcioletnich na wykres ceny metalu pokazuje, że złoto przereagowało w dół i jest zbyt tanie. Stopień niedowartościowania można szacować na 10 proc. Szacujemy, że przy niezmienionych oczekiwaniach inflacyjnych niedowartościowanie to zniknęłoby dopiero przy wzroście nominalnej rentowności dziesięciolatek powyżej 1,9 proc. – a to byłby poziom wyższy od marcowego szczytu na rynku obligacji.

Reasumując, cena złota zachowuje się nerwowo w środowisku oczekiwania na tapering, czyli zaostrzenie polityki monetarnej przez Fed. Według naszej diagnozy spadek notowań był jednak przesadny.