Zgodnie z naszymi wcześniejszymi diagnozami mikstura w postaci stopniowego spowolnienia światowej gospodarki po okresie zadziwiającego pandemicznego boomu przy jednoczesnym wycofywaniu się banków centralnych z amerykańskim Fedem na czele z ultragołębiej polityki zaczyna wywoływać coraz większą niestrawność na rynkach ryzykownych aktywów. Tym bardziej że do tej mikstury dorzucone zostały jeszcze napięcia geopolityczne na wschodzie. Pojawia się pytanie, czy spadek S&P 500 o ponad 9 proc. od szczytu (w cenach zamknięcia) wyczerpuje już temat zawirowań na giełdach. Na krótką metę jakieś odreagowanie błyskawicznej styczniowej wyprzedaży na Wall Street wydaje się prawdopodobne. W cenach intraday S&P 500 zdołał do chwili pisania tego artykułu obronić wsparcie w okolicach dołka z ub.r. Niektóre wskaźniki sygnalizują wyprzedanie, a „indeks strachu" VIX w pewnym momencie otarł się o dość wysoki pułap 40 pkt.
W średnim terminie należy się liczyć z tym, że tak wyjątkowo słaby początek roku na amerykańskiej giełdzie może stanowić drogowskaz na cały rok. Zbliżające się wielkimi krokami odłączenie „kroplówki" w postaci QE przez Fed będzie kolejnym testem dla ryzykownych aktywów. Trzeba też przyznać, że mimo pewnego uatrakcyjnienia wyceny na Wall Street pozostają relatywnie wysokie. Prognozowany wskaźnik P/E spadł co prawda w okolice 19, ale i tak jest jakieś 25 proc. powyżej historycznej średniej.