Spośród sześciu firm znad Dniepru, które weszły na giełdę z pomocą Domu Maklerskiego BZ WBK, akcje tylko jednej mają dziś wyższą cenę niż w dniu debiutu. Głównym powodem spadku wartości papierów pozostałych firm było niewypełnienie prognoz ogłoszonych przez ich zarządy w prospektach emisyjnych lub – jak w przypadku Westy – przez samego oferującego. Czy broker należycie je zweryfikował?
Jeden z zarządzających funduszem emerytalnym zauważa, że choć odpowiedzialność za decyzje inwestycyjne leży zawsze po stronie wykładającego pieniądze, to ważne jest, by na etapie prezentowania oferty broker był rzetelny i w sposób przejrzysty wprowadzał spółkę na rynek. – W przypadku wielu firm ukraińskich brokerzy mówili o nich w samych superlatywach. Ich wejście na rynek odbywało się w atmosferze wprowadzania na nasz parkiet creme de la creme tamtejszej gospodarki – mówi, prosząc o anonimowość. Uważa, że niektóre rekomendacje analityków też były zbyt optymistyczne.
Żółta kartka dla brokera
Także Jarosław Lis, zarządzający w BPH TFI, uważa, że wielu inwestorów może dać żółtą kartkę temu brokerowi po ostatnich nietrafionych ofertach ukraińskich. Zwłaszcza że po sukcesach pierwszych ofert spółek z tamtego regionu DM?BZ?WBK był traktowany jak ekspert w tej dziedzinie.
Lis uważa jednak, że znacznie większa odpowiedzialność za decyzje inwestycyjne spoczywa na zarządzających funduszami, którzy kupują akcje spółek w IPO. Sam nigdy poważnie nie traktuje raportów analitycznych biur wprowadzających akcje firm do obrotu. – Takie biuro nigdy nie jest do końca obiektywne w swojej ocenie, więc wolę polegać na własnych wycenach – zaznacza Lis.
Powód jest oczywisty – żyjący z prowizji brokerzy są nastawieni na jak największą liczbę ofert. – A prowizje płacone przez spółki z Rosji czy Ukrainy są dużo wyższe od krajowych, czasami nawet kilkakrotnie – twierdzi Lis.