W spółkach chemicznych ruszają negocjacje dotyczące podwyżek płac, które miałyby obowiązywać od przyszłego roku. Rozmowy będą wyjątkowo trudne. Firmom nie sprzyja koniunktura, a wyższe koszty negatywnie się przełożą na ich wyniki finansowe.
Wysokie oczekiwania
Swoje żądania określił już Związek Zawodowy Pracowników Ruchu Ciągłego, działający w tarnowskiej Grupie Azoty. Proponuje on zwiększenie wynagrodzenia pracownikom o 10 proc. i wnioskuje o wpłacenie dodatkowych 3,5 mln zł na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Środki z funduszu miałyby być przeznaczone na doładowanie świątecznych kart podarunkowych. Swoje oczekiwania związkowcy tłumaczą konsolidacją zakładów wielkiej syntezy chemicznej wokół tarnowskiej spółki. Zgadzają się z tym, że fuzja powinna wzmocnić potencjał grupy oraz zwiększyć jej przychody i zyski.
– Co do przychodów i zysków mamy tego potwierdzenie. Jednakże w obecnej sytuacji wynagrodzenie pracowników tarnowskich Azotów, firmy, która jest konsolidatorem branży, nadal w znaczący sposób odbiega in minus od wynagrodzeń pracowników grupy z Kędzierzyna, Polic czy Puław – wyjaśnia w piśmie do zarządu Azotów Adam Odolski, przewodniczący ZZPRC. W ubiegłym roku średnia płaca w Tarnowie wyniosła 4,8 tys. zł, podczas gdy w pozostałych zakładach sięgała 5,2–5,3 tys. zł (patrz wykres).
Zarząd Azotów przekonuje, że w ciągu najbliższych dwóch miesięcy podejmie rozmowy w sprawie ewentualnych podwyżek. – Mamy nadzieję, że oczekiwania organizacji związkowych oparte są na świadomości obecnej sytuacji rynkowej i wyzwań, w tym tych inwestycyjnych, które stoją przed nami – dodaje Grzegorz Kulik, rzecznik grupy.
5 listopada negocjacje płacowe ruszą też w Synthosie, który boryka się z niesprzyjającą sytuacją rynkową. Analitycy przewidują, że po fatalnym I półroczu, również w III kwartale producent kauczuków wypracował słabe wyniki finansowe. Czy zarząd będzie skłonny podnieść pracownikom wynagrodzenia? – Nie komentujemy – ucina Agata Kościelnik, rzeczniczka Synthosu.