Debata "Parkietu". Politycy, zadbajcie o rynek kapitałowy

Zachęcenie ulgami podatkowymi i deregulacją nowych emitentów do wejścia na giełdę, zniesienie podatku Belki od inwestycji długoterminowych, poprawa ładu korporacyjnego, edukacja, rozwój nowych instrumentów finansowych – to tylko część pomysłów na usprawnienie rynku kapitałowego, jakie zgłosili uczestnicy debaty „Parkietu”.

Publikacja: 12.10.2023 21:00

Debata "Parkietu". Politycy, zadbajcie o rynek kapitałowy

Foto: Fot. mat. prasowe

Miejsce i czas debaty są nieprzypadkowe. Chcemy zebrać podpowiedzi, wskazówki, co zrobić, żeby nasz rynek odgrywał ważniejszą rolę w gospodarce. Liczymy, że taki przekaz dotrze do polityków. Bardzo proszę na początek o ocenę kondycji polskiego rynku kapitałowego i reprezentowanego przez państwa obszaru rynku.

Sebastian Buczek: Nie odkryję wielkiej tajemnicy, jeżeli powiem, że od kilkunastu lat znaczenie warszawskiej giełdy lokalnie w polskiej gospodarce i także na arenie międzynarodowej raczej ma tendencję do obniżania się. Widać pewien regres i gdybym miał postawić tezę, dlaczego tak się dzieje, i wskazać jedną główną przyczynę, to myślę, że jest to po prostu brak wsparcia politycznego. Politycy nie rozumieją rynku kapitałowego, nie chcą go wspierać tak jak w latach 90., nie widzą w tym interesu. Choć może trochę to przejaskrawię, ale efekt jest taki, że nasz cały rynek kapitałowy zaczyna być trochę miejscem dla koneserów, a nie dla tysięcy inwestorów, jak marzyło nam się w latach 90. czy około 20 lat temu.

W branży TFI też nie widać jakiegoś dynamicznego rozwoju…

S.B.: Na pewno można byłoby oczekiwać więcej. Rozwój branży funduszy inwestycyjnych też jest poniżej oczekiwań. Jedną z przyczyn jest to, że w ostatnich latach stopy zwrotu z funduszy inwestycyjnych były bardzo zmienne z powodu sytuacji rynkowej, a to, czego chcą klienci, to wysokie, przewidywalne, w miarę stabilne stopy zwrotu. Jeżeli takie będziemy w stanie w przyszłości dostarczać, to zainteresowanie funduszami inwestycyjnymi będzie rosnąć.

Jak prezes giełdy ocenia sytuację samej instytucji i całego rynku?

Marek Dietl: Do roku 2014 mieliśmy bonanzę OFE i wyceny na GPW były wyższe niż u jej odpowiedników. Jednak od 2014 r. mamy sprzedaż netto aktywów przez OFE. Na to nałożyły się w kolejnych latach, w pełnej skali od 2018 r., regulacje MIFID 2 oraz MAR, które w zgodnej ocenie 13 giełd z naszego regionu mniejszym giełdom się nie przysłużyły. Mając dużego sprzedającego oraz strukturę emitentów, która była najbardziej podatna na negatywne skutki MAR, ale też innych regulacji, dzisiaj warszawski rynek wyceniany jest poniżej jego odpowiedników. Stopniowo lukę po OFE wypełniają PPK, ale jeszcze trochę im brakuje.

Do tego dochodzi jeszcze zupełnie inna tendencja, czyli rozwój branży venture capital. Na naszą konferencję dla tej branży rejestruje się 1000 osób, co oznacza, że zainteresowanie inwestycjami jest, ale przesunęły się preferencje. Badania pokazują, że średnio co pięć lat mediana wieku inwestora indywidualnego na GPW rośnie o cztery lata. Jest to więc ciągle ten sam w sumie inwestor.

Świat się odmienił i to nie tylko dla nas. Od 2010 roku zmniejsza się liczba wszystkich notowanych spółek na rynkach rozwiniętych, natomiast obroty i kapitalizacja największych giełd bardzo szybko rosną. Ale nawet taki Londyn nie rośnie, brytyjska spółka ARM wybrała notowania na Nasdaq.

Ale sama Giełda Papierów Wartościowych ma się chyba dobrze

M.D.: Rośniemy, ale dzięki rynkowi towarowemu, akwizycjom i wejściu w nowe biznesy. Nasz core business jest coraz mniej core, przychody z organizacji obrotu z 90 proc. spadły do trzydziestu paru procent. Na innych giełdach jest podobnie. Na LSE mniej więcej 8 proc. pochodzi z organizacji obrotu. Nasze przychody są rekordowe, ale to nie zmienia faktu, że nie mogę być szczęśliwy ze wszystkiego, co się dzieje na rynku.

Czy biura maklerskie nie ewoluują, nie transformują, nie zmieniają się?

Waldemar Markiewicz: Zgadzam się, że mamy na rynku pewną stagnację, cyfry mówią same za siebie. Patrząc na ostatnie 10 czy kilkanaście lat, kapitalizacja rynku regulowanego w stosunku do PKB praktycznie jest niezmienna i jest parokrotnie niższa niż na Zachodzie. W Polsce to będzie jakieś 25–27 proc., średnia europejska to około 50–60 proc., a w Wielkiej Brytanii to ponad 100 proc. Przez ostatnie pięć lat aktywa pod zarządzaniem inwestorów instytucjonalnych zmniejszyły się u nas w stosunku do rocznego PKB z 12 do 10 proc., podczas gdy w Europie wzrosły z 50 do 60 proc. Jeśli chodzi o oszczędności długoterminowe, PPK są absolutnie świetnym produktem i to jest najważniejsze wydarzenie pozytywne w ostatnich latach, ale łącznie z OFE stanowią one tylko około 9 proc. PKB, podczas gdy w krajach rozwiniętych tego typu oszczędności to ponad 100 proc. rocznego PKB.

W ostatnich latach mamy dysproporcję między rozwojem gospodarki a rozwojem rynku kapitałowego, choć samego kapitału krajowego szybko przybywa. Około 15 lat temu mieliśmy ponad 700 mld zł oszczędności gospodarstw domowych, z czego na rachunkach bankowych było 48–49 proc. tej kwoty. Na koniec zeszłego roku było już ponad 2100 mld zł, a wspomniany odsetek wzrósł do 58 proc.

Jeśli chodzi o rozwój biur maklerskich, to oczywiście zmieniają się one technologicznie, ale jeśli chodzi o sam biznes, to rozwój ten jest adekwatny do rozwoju klientów, TFI i całego rynku.

Jak wygląda dziś świat emitentów? Chyba raczej chcą wyjść z tego parkietu, niż na niego wejść, dlaczego?

Marcin Petrykowski: Były takie czasy, kiedy na pytanie, czy warto być spółką publiczną, jednym głosem wszyscy odpowiadali: tak. Dawało to duże benefity, trwałą przewagę konkurencyjną. Mówię w czasie przeszłym, bo te czasy już trochę odeszły w niepamięć.

Korzyści z bycia spółką publiczną coraz częściej niestety przegrywają z kosztami, z obciążeniami regulacyjnymi. Jednocześnie najsmutniejsze jest, że giełda trochę przestała pełnić tę podstawową funkcję, do której została stworzona, czyli funkcję dostarczania kapitału. Jest to pochodną faktu, że płynność na polskiej giełdzie jest mocno ograniczona. Wyceny są też nieadekwatne. Giełda generuje hipertransparentność, która biorąc pod uwagę technologię i gigantyczną dynamikę rozwoju naszego dzisiejszego świata, naprawdę powoduje duży problem dla emitentów. De facto wszystkie nasze ruchy muszą być ujawniane na bieżąco, co wiąże się z tym, że ci, których nie ma na giełdzie, mogą na tej podstawie adaptować swoje strategie. i jednocześnie cały czas jest dylemat pomiędzy krótkim terminem, na który lubią patrzeć inwestorzy, a długim terminem, na którzy wolą patrzeć przedsiębiorcy.

Nie uciekajmy od tego, że rozwinęły się alternatywne formy finansowania. Private equity, zagranica – mamy przykłady kilku emisji dużych spółek z Polski, które od razu poszły za granicę. Są też banki, które są nadpłynne i są w stanie spółkom takim jak np. nasza zaoferować czasami lepsze warunki niż emisja poprzez giełdę.

Dochodzą też czynniki makroekonomiczne. Mamy giełdę, która jest bardzo mocno oparta o politykę. Mamy politykę monetarną, która nie jest transparentna. Inwestorzy patrzą na polską giełdę z pewnym takim dysonansem, przez co wracamy do pytania, czy warto dalej być spółką publiczną.

Jak sytuacja wygląda z punktu widzenia Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych?

Maciej Trybuchowski: Nie będziemy chyba się spierać co do diagnozy, bo mamy wszyscy w miarę jednolitą. Nie mówiłbym jednak o regresie na rynku kapitałowym. Powiedziałbym raczej, że rynek kapitałowy jako pewien cały kompleks finansowania rozwija się bardzo dobrze. Fundusze venture capital, private equity, fuzje, przejęcia, doradztwo finansowe – mamy cały wielki obszar rynku kapitałowego, który funkcjonuje w Polsce bardzo dobrze. Natomiast dziś pochylamy się nad rynkiem kapitałowym definiowanym jako rynek publiczny, jako giełda, na której dokonuje się obrót. Ale i w tym przypadku moim zdaniem nie ma regresu. Jest taka stabilna stagnacja.

Składa się na nią kilka elementów. Jeden z nich to koncentracja obrotu na najważniejszych, największych giełdach świata. Niektórzy emitenci, którzy wychodzą z GPW czy którzy nie notują się w Polsce, wybierają inne rynki. Co wydaje mi się z punktu widzenia biznesów, które są prowadzone tutaj w kraju, decyzją dyskusyjną. Dla małych i średnich przedsiębiorstw, na których zbudowana jest w dużej części polska gospodarka, rynek kapitałowy rozumiany jako rynek giełdowy jest drogi. Regulacje też nie zachęcają, są kosztowne.

Potrzeba obecnie nowego impulsu na polskim rynku kapitałowym. Powstał on na początku lat 90. z inicjatywy państwa, które stwierdziło, że nie będzie kapitalizmu i nowoczesnej gospodarki bez rynku kapitałowego. Potem impulsem były OFE. Ostatnim są PPK, może PPE. To są wszystko nitki, które idą gdzieś do państwa. I państwo, jeżeli chce mieć silny, rozwijający się rynek, musi nadać temu rynkowi impuls.

Ciągle słyszymy, że jest masa nowych regulacji, masa nowych ustaw i unijnych. Chyba to dobrze dla świata prawniczego?

Marek Wierzbowski: Aktualnie mamy wejście w życie tzw. warzywniaka (nowelizacja szeregu ustaw dotyczących rynku – red.), który powinien wywołać jakąś reakcję na giełdzie. Jednak właściwie nie wywołał, mimo że jest tam szereg przepisów, które dotyczą przecież zdecydowanie rynku kapitałowego. W skali szerszej europejskiej mamy w tej chwili prace nad listing act, który zakładał dużą liberalizację dwóch rozporządzeń: prospektowego i rozporządzenia MAR, czyli można było zakładać, że ten rynek się zmieni. Kiedy to poszło pod konsultacje, to okazało się, że wycofano się z całego szeregu zmian, więc ta liberalizacja może być znacznie mniejsza. Natomiast mamy cały szereg właśnie takich regulacji, które ograniczają, które są niezwykle bolesne, szczególnie dla małych spółek. Gdybym ja miał w tej chwili postawiony wybór, wchodzić czy nie wchodzić na giełdę, trochę bałbym się ryzyka związanego z byciem na rynku, nie mówiąc o kosztach i innych kwestiach.

Czego dzisiaj potrzebuje inwestor indywidualny, gdzie szuka inwestycji?

Grzegorz Zawada: Inwestor, w szczególności inwestor indywidualny, oczekuje stopy zwrotu i są na to badania i dowody. Czytałem ostatnio badanie Światowej Federacji Giełd mówiące o tym, co świadczy o atrakcyjności poszczególnych rynków – jest to oczekiwana stopa zwrotu. U nas problem inwestora indywidualnego jest właśnie problemem stopy zwrotu. Indeks WIG przez ostatnie mniej więcej 10 lat wzrósł łącznie o jakieś 12 proc. W międzyczasie mieliśmy konkurencję innych form inwestowania czy spekulacji. Była era forexu, teraz mamy trochę erę nieruchomości. Inwestor indywidualny przyjdzie tam, gdzie będzie stopa zwrotu. Jeśli na giełdzie jej nie dostanie, będzie jej szukał gdzie indziej.

Jakie jest lekarstwo? Chyba tylko jedno – pojawianie się nowych, ciekawych instrumentów. Czyli przede wszystkim nowych emitentów, którzy te instrumenty będą emitować, i tak naprawdę dyskusja o przyszłości rynku kapitałowego powinna się skoncentrować na kwestii emitenta, a nie na przykład na mobilizowaniu inwestycji gospodarstw domowych. Bo ta mobilizacja może być natychmiastowa. Podam przykład: czerwiec 2022 r., obligacje oszczędnościowe Skarbu Państwa, Ministerstwo Finansów wychodzi z nowym pomysłem – roczne obligacje wypłacające odsetki co miesiąc. Jaki był poziom sprzedaży obligacji skarbowych w tym miesiącu? Ponad 10 mld zł. Kiedy pojawia się atrakcyjny instrument, kapitał sam się mobilizuje.

To, nad czym powinniśmy się skoncentrować, to to, żeby na rynek wchodziły nowe spółki i emitowały akcje czy obligacje. Bez tego inwestor indywidualny czy instytucjonalny nie będzie zarabiał i będzie szukał alternatywy.

Jak zachęcić emitentów do wejścia na parkiet? Czyja to rola?

G.Z.: To złożone pytanie, bo uważam, że ta rola wykracza dalece poza giełdę. To swego rodzaju interes narodowy, żeby stworzyć takie warunki dla emitentów, żeby na tym rynku zaistnieli. Według badań Economist Intelligence Unit największe problemy, jakie emitenci europejscy wskazują w byciu na rynku publicznym, to w 42 proc. problemy regulacyjne, czyli natłok regulacji. W drugiej kolejności koszty funkcjonowania jako spółka publiczna – 36 proc. Kolejne to duża zmienność na rynku, zmienność wyceny. No i bardziej restrykcyjne zasady corporate governance i standardów, które obowiązują spółki publiczne względem spółek niepublicznych.

No i teraz pytanie, na ile prezes giełdy może się z takimi wyzwaniami zmierzyć. W sporej części jest to od niego niezależne i są to kwestie dotyczące spraw regulacyjnych, ogólnopaństwowych. Nie chcę tutaj znowu stawiać polityków do tablicy, ale na przykład Wielka Brytania, myśląc o rozwinięciu rynku IPO, bo też widzi taki problem, zastanawia się nad zmianami w swoim kodeksie spółek handlowych czy innych przepisach regulujących działalność firm. Niestety, rozwiązania typu obniżymy opłaty za wejście na giełdę czy obniżymy opłaty dla emitentów notowanych nie wystarczą. Zachęty muszą być inne. Myślę, że zachęty podatkowe to kierunek na pewno wart rozważenia.

Niższy CIT dla spółek publicznych?

G.Z.: Tak, na przykład niższy CIT. Spółki giełdowe mogłyby być lepiej traktowane przez administrację podatkową jako bardziej transparentne. Tylko znowu to wykracza poza biura maklerskie, poza GPW czy Krajowy Depozyt. Rozwiązania, jakie próbuje się dyskutować w Stanach Zjednoczonych czy w Europie Zachodniej, to pójście w drugą stronę, a mianowicie nałożenie większych obowiązków na duże spółki niepubliczne. Wiadomo, że luzowanie obowiązków wobec spółek publicznych raczej stoi w sprzeczności z ideą rynku publicznego, więc są dyskusje na temat ewentualnie dołożenia dodatkowych obowiązków, np. raportowych dla spółek prywatnych.

M.D. W rozważaniach przy okazji strategii rynku kapitałowego był proponowany estoński CIT dla wszystkich spółek notowanych. Problem jest taki, że głównymi płatnikami CIT w Polsce są spółki giełdowe, więc byłaby to duża ofiara Skarbu Państwa, żeby z części tych podatków zrezygnować.

Kolejny pomysł, mniej kosztowny – by spółki publiczne uzyskiwały status zaufanego podatnika. To rozwiązanie, które mogłoby wynagrodzić im w pewien sposób tę transparencję.

Olbrzymi potencjał tkwi w automatyzacji i niepytaniu dwa razy o te same kwestie. W sensie technologicznym jest to absolutnie możliwe, żeby urzędy publiczne przeczesywały raporty spółek, które da się czytać maszynowo, i wybierały z nich wszystkie potrzebne im informacje i pytały tylko o to, czego nie są w stanie wyczytać z tych raportów. Większość kwestii, które trzeba raportować dla państwa, jest już dostępna w raportach spółek.

Kolejna rzecz to trochę walka mrówki ze słoniem, ale chodzi o to, by zabiegać o bardziej proporcjonalne regulacje europejskie. NewConnect był jednym z pierwszych rynków, który uzyskał status SME Growth Market. Obiecywał on głęboką liberalizację, po czym okazało, że tylko cztery przepisy zostały zmienione, co jest małym odciążeniem dla spółek. Ale cały czas trzeba próbować i tu bardzo dobrze działa Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych.

A takie instrumenty jak REIT-y są nam potrzebne czy nie?

M.D.: Widzimy po naszych ETP i innych instrumentach, że ludzie poszukują różnych klas ryzyka, poszukują dywersyfikacji. I REIT-y dałyby właśnie taki kolejny rodzaj dywersyfikacji. Jednak nie załatwiałoby to sprawy emitentów i rozwoju rynku akcji.

Gdzie szukać impulsu?

M.T.: Impulsem będą nowi emitenci, co do tego nie ma wątpliwości. Pytanie, jak sprawić, żeby było ich więcej na giełdzie. Całkowicie zgadzam się z tym, że dywersyfikacja różnych klas aktywów, na przykład REIT-y, na pewno by uatrakcyjniła ofertę. Są ETF-y w dużych ilościach, to też uatrakcyjnia rynek dla inwestora indywidualnego. Jeśli coś ciekawego pojawi się na rynku, inwestor to kupi. Prawo Saya mówi, że to podaż tworzy popyt. Szczególnie że struktura oszczędności w Polsce jest taka, że są ogromne kwoty na rachunkach bankowych i one nie pracują.

Strategia rozwoju rynku kapitałowego, która była przyjęta trzy czy cztery lata temu, właśnie się kończy, za chwilę będzie podsumowanie wszystkich działań. Różne bariery, przeszkody zostały pokonane, natomiast generalnie rzecz biorąc, strategia miała taki charakter trochę strukturalno-operacyjny, natomiast my potrzebujemy działań o charakterze rzeczywiście strategicznym – co sprawi, że emitent przyjdzie na rynek? Każda forma zachęty, każda zachęta podatkowa dla emitenta będzie dobra. Z drugiej strony nie wiem, czy można liczyć na ograniczenie obowiązków sprawozdawczych i raportowych.

Trochę prowokacyjnie zapytam – potrzeba nam nowej strategii rozwoju rynku kapitałowego?

M.T.: Gdy strategia ma jakiś horyzont, pięcioletni czy trzyletni, i zostaje zamknięta, to nie znaczy, że wszystko zostało zrobione. W związku z tym tworzy się nową strategię na kolejny horyzont. Uważam, że jak najbardziej potrzebna jest nowa strategia dla rynku. Nie musi być dokument stustronicowy, może być dwudziestostronicowy albo i krótszy, gdzie będzie kilka kluczowych punktów, które są takim „must have” – muszą być zrobione, jeżeli to ma działać.

Zatem zapytam o takie dwa–trzy kluczowe punkty.

M.P.: Po pierwsze proponowałbym demokratyzację giełdy, czyli stworzenie narzędzi, które umożliwiałyby partycypację w szerszy sposób w kapitale spółek ich managementu i pracowników. Jest to dzisiaj możliwe, ale wiąże się z kosztami i niekorzystnym traktowaniem tego typu programów w ujęciu księgowo-finansowym. Aktywizowalibyśmy pracownika, który naciskałby na właścicieli, mówił im: ja chcę być na giełdzie, bo dzięki temu też zyskam pewne benefity. Należy się nawet zastanowić, czy nie pójść dalej i nie wprowadzić pewnych podatkowych udogodnień dla takich inwestorów.

Druga rzecz to coś, co już się zaczęło i trzeba pochwalić. Chodzi o zwiększenie pokrycia analitycznego, szczególnie dla mniejszych spółek. To ma duże przełożenie na płynność, na wycenę, zmniejsza zmienność na tych spółkach. Nawet jeśli czasami trzeba to robić w modelu pro bono, to bardzo zwiększa to transparentność rynku i bardzo ułatwia emitentom dotarcie z komunikacją do inwestora.

Nie jestem zwolennikiem tego, aby pozbywać się regulacji, ale uważam, że musi być rozróżnienie pomiędzy spółką, która ma kapitalizację 5 mld zł, a spółką z kapitalizacją 200 mln zł. Sprowadzanie ich do wspólnego mianownika powoduje absolutną asymetrię zarówno pod kątem możliwości, jak i pod kątem potencjału wygenerowania wymaganych informacji.

Podatkowo też możemy dużo zrobić. Żyjemy w świecie, w którym podatki wszędzie rosną, a nie myślimy w kategoriach, żeby tymi podatkami tak posterować, żeby te segmenty rynku kapitałowego, które wszyscy identyfikujemy jako lekko skostniałe, poddać stymulacji.

Na rynku globalnym mamy nadpłynność, nawet hiperpłynność. Niestety, Polska nie wpada na radary globalnych, potrzebujemy większego PR-u, żebyśmy aktywniej wrócili na orbitę ich zainteresowań.

S.B.: Dla giełdy i całego rynku wsparcie polityczne jest kluczowe. Możemy się spotykać, rozmawiać, ale jeżeli później nie będą za tym szły działania w obszarze politycznym, to ciągle będziemy tworzyli rynek dla koneserów, dla garstki osób.

Moim marzeniem jest, aby prezes Dietl poczuł się trochę jak prezes Wiesław Rozłucki w latach 90. i stwierdził, że może być Wiesławem Rozłuckim 2.0 30 lat później. Oprócz wsparcia politycznego rynek potrzebuje mocnego lidera, który nas wszystkich zagoni do tego okrągłego stołu. Powie: słuchajcie, potrzebujemy strategię nie stu, tylko dwudziestostronicową. Nie na dziesięć lat, tylko na trzy. I co w związku z tym musimy zrobić.

W biznesie sprawdza się podejście, że jeżeli sam nie potrafisz niczego mocnego wymyślić, to kopiuj najlepszych. W naszej branży funduszy inwestycyjnych takim najlepszym, najbardziej rozwiniętym rynkiem jest Luksemburg. W branży rynku kapitałowego trzeba byłoby patrzeć pewnie na Londyn, na inne miejsca, gdzie ten rozwój jest dynamiczny. Trzeba podpatrywać, co robią najlepsi, brać pomysły od nich i je wdrażać.

Padły pomysły benefitów podatkowych. To jest ważny kierunek. Quercus jest spółką giełdową, więc się zastanawiałem, co motywowałoby nas albo inne podmioty, jaka musiałaby być stawka CIT, żeby stanowiła różnicę względem tych standardowych 19 proc. Myślę, że 15 proc. to już byłby taki poziom, że wiele firm mogłoby się zastanowić, czy warto jest płacić o 4 pkt proc. mniej podatku, a z drugiej strony wziąć na siebie wszystkie ciężary regulacyjne.

Jeśli chodzi o podatki od osób fizycznych, jest już dyskusja na temat zwolnienia z opodatkowania zysków od transakcji o charakterze długoterminowym. Zachęcanie do oszczędzania średnio-, długoterminowego jest jak najbardziej wskazane. Aż się prosi stawka podatku Belki po prostu na poziomie zera. Ale rozwiązanie musiałoby być sprawiedliwe dla wszystkich form oszczędzania i inwestowania. Inaczej doprowadzimy do nierównowagi rynku.

Inwestorom potrzeba stóp zwrotu i absolutnie się z tym zgadzam. Ale jest drugi jeszcze element ważny – bezpieczeństwo.

Na naszej giełdzie i szerzej na rynku kapitałowym były różnego rodzaju sytuacje. Czy jako instytucje poradziliśmy sobie z tymi problemami? Czy wyciągnęliśmy wnioski i czy inwestorzy, którzy chcieliby inwestować na warszawskiej giełdzie, mają poczucie, że jest jakiś parasol bezpieczeństwa? Jeżeli coś się wydarzy – na przykład ostatni przypadek spółki Kernel – czy będą instytucje w Polsce, które inwestorów obronią przed zachowaniami, które mają niewiele wspólnego z zasadami, jakie powinny obowiązywać na rynku kapitałowym. Wydaje mi się, że tutaj jeszcze mamy sporo do zrobienia.

M.D.: Chciałem się podzielić taką anegdotą. Prezes Rozłucki wyraził wobec mnie współczucie i spytałem, z jakiego powodu. Powiedział: „Jak ja kierowałem giełdą, to właściwie wszyscy politycy od lewa do prawa, każdy miał jakieś akcje na giełdzie. A teraz jak to jest?”. Odpowiadam, że przejrzałem sprawozdania majątkowe i prawie nikt z polityków nie ma akcji. Teraz politycy głównie mają mieszkania.

S.B.: Prezesie, ma pan szanse z tymi politykami rozmawiać, ma ich pan szansę zachęcać do inwestowania w akcje.

M.D: Zachęcać nie mogę, to by było naruszenie przepisów. Mogę jedynie informować, ale muszę bardzo się powstrzymywać od zachęcania. Natomiast to, co chcę pokazać, to po prostu fakt, jak bardzo zmieniły się czasy. Te stare już nie wrócą.

G.Z.: Prezes Dietl dotknął bardzo ważnej kwestii. Nie chodzi mi o polityków i zeznania majątkowe. Powiedział, że nie może doradzać, nie może rekomendować. Może ich ewentualnie informować. I tu jest spora część problemu. To jest właśnie sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy. Makler obsługujący klienta musi się zastanowić, co może powiedzieć, jak może powiedzieć. Prezes giełdy nie może pójść do polityka i powiedzieć: drogi, panie pośle, ministrze, inwestuj na giełdzie, bo będzie podejrzany o to, że robi coś niewłaściwego.

S.B.: Ale stwierdzenie „inwestuj na giełdzie” chyba nie jest niczym grzesznym, prawda? Instrumentów na giełdzie jest tak dużo, że można się posłużyć takim zwrotem.

G.Z.: Chodzi mi o pewnego rodzaju atmosferę, która się wytworzyła wokół rynku, że praktycznie wszystko jest zakazane, niebezpieczne, ryzykowne. To jest to, co nam zrobił między innymi MIFID 2.

Gdzie szukać impulsu, co zrobić, żeby było lepiej?

M.W.: Rynek się zmienia w skali światowej. Giełdy małe powoli zanikają. Natomiast należałoby usunąć całą masę barier i do tego nowa strategia byłaby niezwykle potrzebna. Wszyscy dbamy o konsumenta, małego inwestora. A nikt nie myśli o tym, że ta dbałość kosztuje spółki. Jeżeli spółki nie znajdują w tym interesu, to nie będą na giełdę przychodzić. Przydałby się powrót do dawnych czasów, kiedy giełda była niemal świątynią, przywoziło się tutaj gości zagranicznych, ogłaszało ważne komunikaty.

S.B.: Zanikanie lokalnych rynków to jest dla nas krytyczny problem. Co roku polscy inwestorzy eksportują za granicę miliardy złotych. Jeżeli my nie postawimy jednak na mocny rynek lokalny, to narażamy się jako cała gospodarka, że na przestrzeni wielu następnych lat wyeksportujemy dziesiątki, może setki miliardów złotych w instrumenty zagraniczne, czyli w akcje amerykańskich spółek, w private banking w Szwajcarii, w fundusze luksemburskie. My ten kapitał bezpowrotnie stracimy, kapitał wypłynie, a mógłby zasilać polskie firmy i lokalne projekty.

W biurach maklerskich jeszcze nigdy nie było tak tanio i łatwo kupić chociażby akcje spółek zagranicznych.

M.T.: Myślę, że ten romantyczny czas początku polskiego rynku kapitałowego nie wróci. W tej chwili mamy do czynienia z rynkiem względnie dojrzałym i potrzebna jest taka praca u podstaw, budowanie tego rynku na przykład przez zachęty podatkowe.

Natomiast jeśli chodzi o polityków, to trzeba im uświadomić, że choć sami nie muszą mieć akcji, to w ich elektoracie setki tysięcy, a może miliony ludzi je posiadają. To, że polityk ma cztery mieszkania, nie jest dla mnie problemem, o ile będzie wiedział, ile jest rejestrów w funduszach inwestycyjnych otwartych, ile jest w FIZAN-ach, ile jest osób w OFE, które będą mieć albo lepsze, albo gorsze emerytury w zależności od podjętych decyzji. Moim zdaniem jest brak takiej świadomości. Tego nie można ignorować.

S.B.: Politycy mają też przecież akcje pośrednio. Zakładam, że prawie każdy polityk ma jakieś OFE, PPK czy inne formy oszczędzania.

Czyli może trzeba więcej edukacji, że większość z nas pośrednio jest uczestnikami rynku kapitałowego i od jego kondycji zależy nasza emerytura, stan finansów.

M.T.: Jest to dość prosty komunikat, ale warto chyba go bez przerwy powtarzać, przypominać. Dlatego, że tu jest wielu interesariuszy, nie tylko ci tak zwani gracze giełdowi, bo wtedy rzeczywiście redukowalibyśmy rynek do jakiejś krótkoterminowej spekulacji.

M.D.: Tego typu paradoksy są na całym świecie. Znana jest historia, jak fundusz private equity Permira przejął firmę Hugo Boss i zamknął fabrykę w Stanach Zjednoczonych w Ohio. Paradoks jest taki, że fundusz emerytalny tych pracowników był jednym z inwestorów tego funduszu. Takich paradoksów jest więcej. Europa Środkowo-Wschodnia, ta postkomunistyczna, jest eksporterem kapitału, co jest absurdalne. Akurat Polska jest chlubnym wyjątkiem, ale w Słowenii 98 proc. akcji, które posiadają Słoweńcy, a to jest najbogatszy kraj per capita regionu, to akcje zagraniczne, tylko 2 proc. jest w krajowych spółkach. Najpierw eksportuje się kapitał, a potem przyjmuje się bezpośrednie inwestycje tych globalnych spółek, żeby budować naszą gospodarkę.

W.M.: Generalnie wśród klasy rządzącej w Polsce, niezależnie od partii, brak jest podstawowej świadomości na temat roli rynku kapitałowego w gospodarce. Naczelnym celem polityki gospodarczej powinno być zwiększanie produktywności polskiej gospodarki, gdyż to zapewnia zwiększanie zamożności społeczeństwa. Druga kwestia to potrzeba zwiększania stopy inwestycji. W zeszłym roku była ona na poziomie 17 proc. PKB, to najmniej od lat 90. Potrzeba wspierać szczególnie inwestycje innowacyjne, które są głównie finansowane przez giełdę.

Nowa strategia dla rynku musi mieć mocnego lidera, zresztą zawsze jako Izba Domów Maklerskich o to postulowaliśmy, by był to co najmniej pełnomocnik rządu. Istotne są też cele mierzalne. Jakie? Na przykład stosunek kapitalizacji rynku kapitałowego do PKB czy stosunek aktywów pod zarządzaniem TFI do PKB. Dzięki nim zobaczymy, czy strategia działa czy nie. Te cele pokazują, na ile zwiększa się dostępność kapitału wyższego ryzyka dla przedsiębiorstw poszukujących kapitału.

I dochodzimy do trzeciej kwestii, czyli IPO. Rynek kapitałowy jest dla najbardziej innowacyjnych i szybko rozwijających się przedsiębiorstw, dla których kredyt bankowy jest niedostępny. Pamiętam wykład Marka Mobiusa, który uważał, że przedsiębiorstwa giełdowe płacą większe podatki, że to jest interes gospodarczy. Ponadto im więcej mamy przedsiębiorstw na giełdzie, tym lepsza jest wycena kosztu kapitału dla różnych sektorów, co jest punktem odniesienia dla transakcji także poza rynkiem giełdowym. Jest to po prostu w interesie publicznym.

Polityka podatkowa powinna promować innowacyjność, powinna zachęcać do inwestowania. W związku z tym nie może być neutralna dla produktów niosących ryzyko, jak i go pozbawionych. Nie powinno być tak, że znosimy podatek Belki zarówno dla odsetek bankowych, jak i od zysków kapitałowych. Bo nic się nie zmieni poza tym, że mniej pieniędzy wpadnie do budżetu. Powinna być to polityka premiowania. Dajemy premię z jednej strony spółce za to, że wchodzi na giełdę, np. obniżenie podatku CIT, a z drugiej strony dla inwestorów poprzez obniżenie podatku Belki, żeby ich zachęcić do inwestowania. Uważam, że podatek Belki powinno obniżyć się dla inwestycji na rynku regulowanym do zera, biorąc pod uwagę wyzwania stojące przed Polską gospodarką oraz ogrom kapitału zgromadzonego na rachunkach bankowych.

M.P: Nie musimy zachęcać polityków, żeby inwestowali w akcje. Oni już te akcje posiadają – przez pryzmat tego, że Skarb Państwa jest dużym akcjonariuszem polskich spółek. Zatem dbanie o profesjonalizację i takie komercyjne podejście do nadzoru właścicielskiego jest bardzo ważne. Także dla mniejszych spółek, bo ostatecznie są one zależne od tego, jak się porusza WIG, a WIG jest zależny od tych największych. Traktowanie mniejszościowych akcjonariuszy to także obszar, który wymaga dbałości.

Czy impulsem do rozwoju rynku kapitałowego byłyby wyższe, lepsze standardy corporate governance w spółkach publicznych?

M.D.: Cały świat ma bardzo duże trudności, żeby z jednej strony sprostać postulatom deregulacji, a z drugiej strony utrzymać w ryzach ład korporacyjny. Wirecard jest chyba tego najlepszym przykładem, ład korporacyjny zawiódł na wszystkich poziomach, co spowodowało straty również polskich inwestorów, którzy w ten niemiecki fintech zainwestowali.

Obawiam się, że mamy tutaj bardzo dużą sprzeczność. Chcemy deregulacji, a z drugiej strony chcemy mieć idealny ład korporacyjny. Gdy coś jest źle, to zawsze przywoływany jest ład korporacyjny, są pytania, gdzie był nadzorca, giełda. A gdy wszystko świetnie idzie, to są pytania, po co się wszystkiego czepiają. Moim zdaniem trzeba po prostu jasno sobie powiedzieć: albo bierzemy to ryzyko, że ład korporacyjny jest słabszy, i mamy taki system, który jest bardzo liberalny, bardzo wolnorynkowy, ale te czarne charaktery czy wilki mogą się przebrać w owczą skórę. Albo też bardzo mocno przeglądamy wszystkie owieczki i staramy się wilki na bieżąco eliminować. Cały świat sobie z tym nie poradził. Na każdej konferencji mówi się i o ładzie korporacyjnym, i o deregulacji. A gdy pada takie pytanie, jak te dwa postulaty, skądinąd oba bardzo słuszne, połączyć, to zwykle następuje albo niezręczna cisza, albo szybka zmiana tematu.

M.T.: Lepszy ład korporacyjny to nie jest impuls, który pozwoli na rozwój rynku. Ale jest to warunek higieny rynku, taki elementarny, po prostu musi być. Dotyczy to spółek, w których jest Skarb Państwa, jak i wszystkich, tych małych, tych średnich i jeszcze niżej, także na NewConnect. Tam się dzieją czasem rzeczy, które z ładem korporacyjnym nie mają nic wspólnego. A te wielkie spółki czasami mogą być nawet niedoścignionym przykładem, aczkolwiek jest sporo do zrobienia.

M.W.: Nadzorowi nic by nie zaszkodziło, gdyby został trochę zliberalizowany. W ogóle mamy dziwną sytuację. Jak się zapytamy pana profesora Jastrzębskiego (przewodniczącego KNF – red.), czy on jest regulatorem tak jak odpowiedniki w innych krajach, on powie, że nie, on jest nadzorcą. Jego kompetencje są wyłącznie nadzorcze i to skupianie się na nadzorze nie wychodzi nam wszystkim na dobre. To się bierze po części z naszej konstytucji, która nie pozwala, żeby Komisja Nadzoru Finansowego wydawała przepisy, co wszędzie indziej jest dopuszczalne, więc oni wydają tylko decyzje. No i to niestety są właśnie decyzje często polegające na karaniu spółek.

W.M.: Mam trochę inny pogląd. Rynek kapitałowy już od kryzysu 2007 r. czy lat 2008–2009 nie tylko w Polsce miał potężny kryzys zaufania, z czego cały czas wychodzimy. Przy takim słabym systemie prawnym ochrony inwestora w Polsce ja raczej bym szedł w odwrotnym kierunku, proponowałbym, żeby nadzór miał jeszcze uprawnienia prokuratorskie. Żeby Komisja mogła o szóstej rano przyjechać, zająć rzeczy i badać sprawę. Niektórzy uczestnicy rynku oceniają, że Komisja jest nadgorliwa, ale gdy jakaś sprawa wyjdzie poza Komisję, to w tym systemie prawnym inwestor mniejszościowy jest kompletnie bezradny i postępowanie sądowe może trwać potem nawet dziesięć lat.

Zrobiliśmy taką listę postulatów. Zapytam o nią hasłowo. Czy rozstrzygnięcie losów OFE jest istotne z punktu widzenia interesów polskiego rynku kapitałowego? Czy może nie ma znaczenia?

Wszyscy: Ma ogromne znaczenie, fundamentalne.

W.M.: To jedna z przyczyn, dla których nasz rynek od paru lat spisuje się słabiej od innych.

Czy dalej należy promować PPK, np. z udziałem Polskiego Funduszu Rozwoju.

Wszyscy: To szalenie ważne.

Kobiety w finansach, czy należy wprowadzać parytety?

G.Z.: Jak widać z naszej debaty, trzeba zdecydowanie, ale w inteligentny sposób, nie przez automatyzm.

REIT-y, o których już rozmawialiśmy – czy są konieczne dla polskiego rynku?

G.Z.: Konieczne nie są, ale bardzo by się przydały, w szczególności w obszarze nieruchomości komercyjnych, do którego to rynku inwestor indywidualny ma bardzo mały dostęp.

S.B.: Jestem jak najbardziej za nowymi instrumentami. Może np. WIG bez Skarbu Państwa.

M.D.: Wyliczenie indeksu to nie problem, mamy narzędzia i dziś można go zamówić, a jutro powstaje. Problemem jest stworzenie na taki indeks ETF-u. W obecnych ramach prawnych polskie ETF-y nie są zgodne z regulacjami międzynarodowymi, nie są ETF-ami z punktu widzenia inwestorów zagranicznych. I dopóki nie będzie takiej woli, żeby fundusze inwestycyjne otwarte mogły być notowane, to nie utworzymy takiego ETF-u. Możemy utworzyć indeks i instrument futures, tylko ktoś musi dostarczyć płynność.

Jedna z dwóch ostatnich kwestii to właśnie fundusze ETF-y. Czy trzeba złagodzić, zmienić przepisy, żeby tworzyć polskie te ETF-y na warszawskiej giełdzie?

M.D.: Trzeba skonstruować przepisy dokładnie takie, jakie są na całym świecie. Jest to skandaliczne, że obecnie nie możemy utworzyć żadnego ETF-u, który byłby rozpoznawalny dla inwestorów z zagranicy.

Ostatnia propozycja – stworzenie preferencji dla spółek publicznych, które biorą udział w przetargach publicznych. Czy to miałoby sens?

M.P.: Patrząc z perspektywy spółki, która w takich przetargach aktywnie bierze udział, absolutnie miałoby to sens. Bardzo dużo informacji, które w naturalny sposób raportujemy na giełdę, jest zbieżnych z informacjami, które są wymagane w tych przetargach. A obecnie nie ma na tym polu jakichkolwiek ułatwień.

M.D.: Z wyjątkiem giełdy, która preferuje kupowanie od swoich emitentów.

Jeszcze jakieś inne pomysły?

G.Z: Warto pamiętać o transformacji energetycznej. Rynek kapitałowy byłby idealnym miejscem do jej finansowania. I nie wydaje mi się, żeby specjalnie trzeba wymyślać kolejną kategorię instrumentów. Wystarczą zwykłe obligacje, być może z jakiegoś rodzaju gwarancją Skarbu Państwa, emitowane przez spółki z udziałem Skarbu Państwa. To byłoby coś, co mogłoby być takim pomostem pomiędzy obligacjami oszczędnościowymi, które są stricte skarbowym instrumentem, a rynkiem akcji, gdzie inwestorzy mogliby z jednej strony partycypować w większym stopniu w rynku kapitałowym, a z drugiej strony sfinansować część dużych potrzeb inwestycyjnych.

M.T.: To może być koło zamachowe i impuls dla rynku. Nie da się zrobić transformacji energetycznej w Polsce tylko za pomocą kredytów bankowych.

M.D.: Dobrze by było, gdyby udałoby się jeszcze takie instrumenty „pozielenić”. Nie jest żadną tajemnicą, że jest obecnie dużo więcej pieniędzy na zielone inwestycje na świecie niż rzeczywiście zielonych projektów. Według różnych statystyk tylko między 45 a 55 proc. portfela zielonych funduszy to naprawdę zielone inwestycje. Zgadzam się, że to byłby duży impuls dla rynku.

Trzynaście postulatów ludzi rynku


1. Zachęty dla emitentów w postaci ulg podatkowych, na przykład w CIT, który mógłby zostać obniżony dla nich do 15 proc. zamiast standardowych 19 proc.
2. Zmniejszenie obciążeń regulacyjnych, szczególnie dla mniejszych podmiotów notowanych na giełdzie. Starania o deregulację na poziomie Unii Europejskiej
3. Likwidacja tzw. podatku Belki dla długoterminowych inwestycji na rynku regulowanym lub całkowite zniesienie tego podatku
4. Przygotowanie nowej, zwięzłej strategii rynku kapitałowego z krótkim, trzyletnim horyzontem obowiązywania. Rozliczanie realizacji strategii za pomocą mierników ekonomicznych
5. Wzmacnianie standardów corporate governance, nie tylko w spółkach Skarbu Państwa, ale na wszystkich poziomach rynku
6. Wprowadzenie automatycznego uzyskiwania przez spółki publiczne statusu zaufanego podatnika
7. Zobowiązanie urzędów do korzystania z danych zawartych w raportach spółek, zamiast odpytywania ich drugi raz o informacje, które już ujawniły
8. Kopiowanie na krajowy grunt pomysłów z najlepszych, najbardziej dynamicznych rynków kapitałowych na świecie
9. Umożliwienie emisji w Polsce ETF-ów zgodnych z międzynarodowymi standardami, które byłyby dostępne także dla zagranicznych inwestorów
10. Wyjaśnienie kwestii otwartych funduszy emerytalnych
11. Rozwój rynku pracowniczych planów kapitałowych
12. Upowszechnianie parytetów, większa rola kobiet na rynku kapitałowym
13. Wykorzystanie krajowej giełdy do emisji instrumentów, obligacji, z których będzie finansowana transformacja energetyczna

Parkiet

Finanse
Już wiadomo, co zamiast WIBOR
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Kredyty złotowe nie do podważenia
Finanse
KS NGR wybrał indeks WIRF jako wskaźnik referencyjny zastępujący WIBOR
Finanse
Finansowa dziesiątka połączyła siły
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Finanse
Dom Development wyemitował obligacje o wartości 140 mln zł
Finanse
Ghelamco Invest zdecydował o emisji obligacji serii PZ9-2 o wartości nom. do 6 mln zł