Sejm udzielił rządowi absolutorium budżetowego za 2022 r. mimo negatywnej opinii Najwyższej Izby Kontroli. Taka opinia miała przy tym miejsce po raz pierwszy w historii III RP, a czy zdarzyła się wcześniej, też wątpliwe. Jak pan ocenia tę sytuację?
To sytuacja bezprecedensowa. Porównałbym ją do przedsiębiorstwa. Każde przedsiębiorstwo w Polsce, poczynając od średnich, ma swój zarząd, musi co roku robić sprawozdanie finansowe za poprzedni rok, rozliczyć się z operacji finansowych, a wszystko to kontroluje rada nadzorcza, bo reprezentuje właścicieli, akcjonariuszy. W przypadku państwa radą nadzorczą jest parlament, który reprezentuje akcjonariuszy, właścicieli, czyli obywateli. Rząd jest zarządem wynajętym na cztery lata. Główną księgową jest minister finansów, prezesem premier. No i ta księgowa – minister finansów – przygotowała sprawozdanie, w którym podsumowała 12 proc. operacji finansowych państwa.
Taką część deficytu wykazała bowiem w swoim sprawozdaniu?
Tak. Podstawowym parametrem budżetu jest dopuszczalny w nim deficyt. Jeśli minister go przekroczy, to ma Trybunał Konstytucyjny. W czasie gdy pracowałem w Ministerstwie Finansów, każdy jego szef wiedział, że to jest nieprzekraczalna granica. Są oczywiście także inne parametry budżetu, ale deficyt jest jego wyznacznikiem, który dużo mówi o kondycji finansów państwa. W sprawozdaniu za 2022 r. rząd pokazał 12,6 mld zł deficytu, podczas gdy na bazie danych przekazywanych przezeń do Brukseli łatwo policzyć, że rzeczywista dziura w kasie państwa to 101 mld zł. To tak, jak by firma, która ma 100 sklepów w Polsce, w sprawozdaniu pokazała sytuację tylko w 12 z nich, a 88 operowałoby gdzieś w szarej strefie. W ukryciu przed radą nadzorczą.
Przedsiębiorstwo, przynajmniej duża publiczna firma, musi też wynająć audytora. Niezależną firmę, która sprawdzi, czy wszystkie jej operacje finansowe są zgodne z prawem, zapisane zgodnie z zasadami księgowania, czy się sumują, czy zostały prawidłowo rozliczone. W przypadku państwa tym audytorem jest Najwyższa Izba Kontroli. I ten audytor po raz pierwszy w historii nie przyznał państwu pozytywnej opinii w przedmiocie absolutorium. To bezprecedensowa sytuacja. I gdyby to była spółka giełdowa, to przy negatywnej opinii audytora rada nadzorcza nie mogłaby udzielić zarządowi absolutorium, bo groziłaby jej za to odpowiedzialność. Nadzorcy odpowiadają za prawidłowość działań firmy całym swoim majątkiem i na przykład po upadku Lehman Brothers w USA członkowie rady nadzorczej poszli do więzienia, bo nie pilnowali prawidłowo praw właścicieli. Niestety, w naszej wersji rady nadzorczej, jaką jest Sejm, może być przegłosowane wszystko. Przegłosowano na przykład niezgodną z konstytucją Krajową Radę Sądownictwa, przez którą nie mamy unijnych pieniędzy z KPO. No i ten Sejm głosami koalicji rządzącej przyjął absolutorium budżetowe dla rządu mimo braku pozytywnej opinii audytora, czyli NIK. Nie pomógł apel o przywrócenie budżetowi rangi planu finansowego państwa, który przygotowałem w ramach Instytutu Finansów Publicznych, podpisany przez już 60 wybitnych ekonomistów, prawników, konstytucjonalistów. Także dziewięciu byłych ministrów finansów z różnych opcji, wielu wiceministrów, dwóch premierów, wielu członków RPP. Jednym z pierwszych sygnatariuszy apelu był Adam Bodnar, były rzecznik praw obywatelskich, który stwierdził, że podpisuje go, bo przejrzystość finansów publicznych jest jednym z podstawowych praw obywateli.