Indeksy w Frankfurcie, Londynie i Paryżu biją historyczne rekordy, kiedy mamy wysoką inflację, spowolnienie i recesję na horyzoncie? Na GPW też mamy małą hossę...
Inwestycja w akcje jest dobrym zabezpieczeniem przed inflacją. W czasach inflacyjnych akcje sobie dobrze radzą. Część firm wykorzystała presję cenową, żeby przerzucić zakumulowane koszty na klientów, więc wyniki są niezłe. Część inwestorów obstawia szybkie wzmocnienie się gospodarki Chin po czasach zastoju. Ponadto inwestorzy już przywykli do wojny w Ukrainie i przestali się przejmować tym czynnikiem. Do tego dokłada się niezwykła zmiana w polityce gospodarczej Stanów Zjednoczonych. „The Inflation Reduction Act” to zmiana filozofii, aktywizacja po stronie podażowej i popytowej gospodarki. Amerykanie nigdy tak aktywnie nie zarządzali swoją ekonomią. Nowy Ład Roosvelta to przy tym „Mały Miki”. W Europie są opłaty za emitowanie CO2, wzrost podatków, a Amerykanie robią odwrotnie. Chcą wzmacniać bazę przemysłową, redukować podatki i dofinansowywać. Ci, którzy mogą na tej fali skorzystać, są chętnie wybierani. Wśród nich są amerykańskie blue chipy.
Jaką ocenę wystawiłby pan sobie i zarządowi za minioną strategię GPW?
Jesteśmy zadowoleni z wyników finansowych. W porównaniu z poprzednią pięciolatką mieliśmy uśredniony wzrost zysków ponad 50 proc. Nie jesteśmy zadowoleni ze struktury przychodów. Część projektów została opóźniona przez pandemię. Zbyt optymistycznie planowaliśmy wdrożenie strategii rozwoju rynku kapitałowego, bo wiele naszych produktów opierało się o te zmiany legislacyjne. A pakiet jest dopiero teraz przedmiotem obrad Rady Ministrów. Pierwszy kwartał 2023 r. pokazał, że te projekty zaczynają się przekuwać na przychody, prawie 10 mln zł z nowych linii biznesowych.